Recent Posts From All Categories
Misja połówka 8 lat później
Tekst z gatunku: NIE RÓBCIE TEGO W DOMUBył 7 stycznia 2013 roku, DWA...
Co jest fajnego w bieganiu?
Próbując odpowiedzieć na tytułowe pytanie mogę napisać, że w...
A gdyby tak…?
Ponad 8 lat temu kliknęło mi się przypadkiem przycisk...
Organizatorzy biegów lecą na kasę!
Przeglądając „najpopularniejszy serwis społecznościowy”...
Piekło Czantorii
Jak na piekło przystało, im niżej tym goręcej. Większość zawodników...
Douro Ultra Trail
Powoli staje się „nową świecką tradycją”, że wyszukuję...
Popular Posts All Time
Dajemy się oszukiwać?
Tekst, który przeczytacie za moment „chodził” za mną już od jakiegoś czasu, ale ostatnia informacja o wykryciu dopingu u biegacza z Ukrainy który zajął trzecie miejsce w PKO Poznań Maraton przechyliła szalę na stronę „napisać”. Podejrzewam, że to co przeczytacie poniżej wielu z Was się nie spodoba, być może będziecie nawet oburzeni. Trudno. Zastanawiam się od jakiegoś czasu jaki sens mają występy zawodników ogólnie mówiąc „zza granicy” na biegach w naszym kraju. I nie piszę tutaj o zawodnikach gdzieś tam spoza pierwszej dziesiątki czy dwudziestki, lub takich z uznanymi nazwiskami czy takich zwykłych szuraczy. Na myśli mam tabuny biegaczy wożonych przez menadżerów z miasta do miasta tylko i wyłącznie w jednym celu. Zastanawiam się co takiego ciekawego widzą organizatorzy biegów w startach takich zawodników na biegach organizowanych przez nich. Zastanawiam się dlaczego nadal zdarzają się sytuacje w których organizatorzy opłacają starty zawodnikom zza granicy nie rzadko płacąc im nawet tzw. startowe. Zastanawiam się jak muszą czuć się zawodnicy z małej miejscowości w województwie świętokrzyskim gdzie na największy bieg (10 km) w roku przejeżdża dwóch Kenijczyków i czterech Ukraińców i tylko dzięki temu, że mieszkańcem tego miasta jest znakomity biegacz to przedziela ich delikatnie zajmując ostatecznie szóste miejsce wyprzedzając następnego Polaka...
W rytmie walca!
W niedzielę, dwie godziny po biegu, po wyjściu spod prysznica upadł mi na podłogę łazienki ręcznik. Zwykły kąpielowy, biały ręcznik. Podłoga okazała się zbyt nisko, tak cholernie nisko, że musiał tam zostać. Może leży do tej pory… W grudniu 2011 roku zarejestrowałem się na forum bieganie.pl, wybrałem nick „przyszły maratończyk”, bardziej przewrotnie niż realnie. Często wracałem tutaj do tych pierwszych wpisów, ale wrócę jeszcze raz. Wtedy, dokładnie 21 grudnia 2011 roku pisałem tak: Zacząłem od bieżni stacjonarnej, przebiegnięcie 2 minut było męczarnią. Ale walczyłem… Po miesiącu walki z przyciągającą grawitacją, wylewałem swoje przemyślenia dalej: […]Około 30 minut, przeplatam szybkim marszem, bo płuca nie pozwalają na więcej. Ostatnio dałem radę pokonać ponad 7km, w 50 minut. To póki co mój rekord! W czasie miesiąca schudłem ponad 5 kg. Nadal uwielbiam Pepsi w puszcze… i nadal niestety palę papierochy… Fajki rzucę! Z Pepsi będzie gorzej:) Tak było w 2011 roku, to były początki. Później jak to u mnie, troszkę mi przeszło, szurałem spontanicznie, aż wyczytałem informację o pierwszym biegu na 10 km w Kielcach. 10 km! KOSMOS! Tego nie da się zrobić… Udało się, no i się zaczęło! W 2012 roku rzuciłem palenie śmierdzących papierochów! Login na forum bieganie.pl siedział w...
ULTRAŚledź
Pewnej grudniowej nocy złe myśli ogarnęły moją głowę, a dusza jakby sparciała. Postanowiłam umrzeć. Przy życiu trzymało mnie jednak to, że zawsze chciałam zostać ultrasem. Biegam – nie częściej niż raz w tygodniu po niecałe 10 km, czyli bardziej 8. Wyemancypowałam więc, że polegnę w walce o tytuł ultrasa. Zaczęłam szukać ultra biegów w necie. To była chwila. Miłość od pierwszego wejrzenia – ULTRAŚLEDŹ. Pasowało wszystko – nazwa, która mnie wyraża, miejsce biegu – tajemnicze i jak dotąd przeze mnie nie odkryte i kilometraż. 80 km po Puszczy Knyszyńskiej – dlaczego nie? Zapisałam się w minutę i od tej pory każdego dnia chociaż raz powtarzałam sobie – ROZWALE TO !!! Czułam od początku dobre wibracje płynące z tej imprezy – organizatorzy lansowali ten bieg w niewymuszony sposób. Bez zbędnego nadęcia i dorabiania ideologii i mistycyzmu – bo ja niestety jak biegnę to nie medytuje – a może wszystko przede mną?;). Zapisało się trochę ponad stu biegaczy – chyba niewiele, ale limit był 150 – bo to pierwsza edycja. Często odwiedzałam profil facebookowy, śledząc;) przygotowania. Miałam trzy miesiące na przygotowanie. Na to żeby zrobić coś, aby mniej bolało. Treningów biegowych jednak wszczęłam. Dalej raz w tygodniu. Dalej 8 km i...
Warszawa (nie)przyjazne miasto!
Zanim opiszę to co działo się podczas Orlen Warsaw Marathon pod względem sportowym, a działy się rzeczy mega pozytywne, i całą imprezę uważam za SUPER udaną o światowym poziomie, chciałem kilka słów, cierpkich słów poświecić miastu, Warszawie. A konkretnie ludziom nią zarządzającym… Bieganie – wiadomo, sport masowy – masa ludzi przyjechała w niedzielę do Stolicy, aby wspólnie przeżyć wspaniałe chwile. Zmierzyć się z własnymi niedoskonałościami, walczyć z odległością, uciekającym czasem lub samym sobą. Wszyscy nastawieni optymistycznie, z otwartymi na wszystkich dookoła sercami, uprzejmi dla innych biegaczy. Jednym słowem atmosfera SUPER! Niestety nawaliło „miasto”. Nawalili ludzie pragnący, takie mam wrażenie, wykorzystać okazję jaką jest bez wątpienia przyjazd tysięcy ludzi z całej Polski, ba nawet zza granicy, na zarobek. A jak zarobić na biegaczach, często kierowcach? Bardzo prosto – mandatami!!! Aby uspokoić wszystkich, to nie jestem przeciwko karaniu mandatami. Absolutnie jestem za, ale za przewinienia nie wybaczalne. Jeśli ktoś zaparkuje auto tak, że przeszkadza, blokuje wyjazd, przejście dla pieszych, uniemożliwia przejść ludziom (i to też takim z wózkiem – wiem co mówię, bo jeździłem z wózkiem bliźniaczym – szerokim – i był to problem), lub jeśli auto zostanie zaparkowane tak, że poprostu sprawia zagrożenie np. zasłaniając – tak! – Wlepiajmy mandaty...
[Sylwia] Meta! tadaaam!!! – relacja z Maratonu Lubelskiego
Ponad dwa tygodnie minęły od Pierwszego Maratonu Lubelskiego, a mojej relacji nie ma …Wstyd! Usprawiedliwić się mogę tylko tym, że naprawdę były to pracowite dwa tygodnie…Zapraszam do lektury;). CZWARTEK – 6.06.2013 Odbieram pakiet startowy. W domu wyciągam numer startowy. Odkrywam, że patrzenie na numer startowy kończy się wizytą w toalecie;). PIĄTEK – DZIEŃ PRZED MARATONEM. Odbieram telefon od zatroskanego kolegi z zespołu, który całkiem poważnie martwił się o to, czy nie zrobię sobie krzywdy… W pracy koleżanka również dość delikatnie dawała mi do zrozumienia, że „ona to się nie zna, ale podobno to straszny wycisk dla organizmu, dla serca…”. I wtedy zaczęłam się bać. Może „bać” to za duże słowo, ale zasiali we mnie niepokój… Zaczęłam sobie myśleć, że naprawdę będzie obciach jeśli padnę martwa, krew mnie zaleje i moje dzieci stracą matkę…I wtedy ten super biegacz, doświadczony sportowiec , który na pewnym forum zwyzywał mnie od debili i głupków za chęć biegnięcia maratonu po 5 miesiącach od rozpoczęcia biegania dowie się o mojej śmierci i burknie pod nosem: A NIE MÓWIŁEM???;) Na pasta party nie poszłam – bo byłam w pracy do 20 -stej. Ale za to to o 22-giej zjadłam w domu potężną michę kluchów przygotowaną przez męża;). Od...
Najnowsze komentarze