Walka z przeziębieniem
sty07

Walka z przeziębieniem

Ciężki ten początek roku. Co trochę ze szklanego ekranu dobiegają informacje o wirusach, epidemiach grypy itp. W końcu dziadostwo dopadło i mnie oraz moje dzieciory. Początek przygotowań do „połówki” został delikatnie zaburzony, ale myślę, że uda się to jeszcze nadrobić. Biegane ostatni raz było w Nowy Rok, później gorączki, bóle gardła i inne dziadostwa niestety wygrały. Raz wygrała też ogromna wieczorna ulewa… Przeziębienie wyjątkowo długo trzyma, a ruszać zacząć się najwyższa już pora. Plan był taki: Zabiegać to dziadostwo, utopić i roztopić w saunie:) Zgodnie z planem realizacja rozpoczęła się w sobotę, 2×15 minut sauny. Niedziela delikatne bardzo 5 km + odrazu po 1×20 minut sauny i kilkanaście długości basenu kraulem. Wygląda na to, że wychodzi na moje, bo gorzej na pewno się nie czuję, wręcz przeciwnie – szczególnie po wczorajszej „odnowie” na basenie – wyśmienicie. Nic nie boli, zakwasów nie ma. Elegancko. Szurało wczoraj się też wspaniale. Niedzielne świąteczne przedpołudnie, trasa na Stadionie, od Hali Legionów do stoku „pod skocznią” i droga powrotna trasą przy policyjnej strzelnicy, zahaczony też stary stadion Korony. Na trasie baaaaardzo dużo pozdrawiających się (mnie) innych szuraczy i biegaczy (fajny zwyczaj i miła dla mnie nowość w porównaniu do biegania po 21.00 po osiedlu w samotności). Podsumowując bardzo miło i przyjemnie. Kilka fotek poniżej. PS: Rafał w komentarzach podrzucił ciekawą lekturę z Running World na temat biegania w czasie przeziębienia. Polecam TUTAJ PS2: przy okazji dziękuje Mariuszowi z www.najlepszewesele.pl za pomoc w modyfikacji szablonu bloga i polecam się na przyszłość:) Piękna leśna droga od skoczni do jednostki policji:) Stok narciarski – kiedyś tam po lewej była skocznia nraciarska „stary” stadion Korony za tę tabliczkę lepiej nie...

Read More
Wyjątkowy dzień na szuranie. Nowy Rok.
sty02

Wyjątkowy dzień na szuranie. Nowy Rok.

Początki zawsze bywają trudne. Pierwsze kroki, pierwsze czynności, pierwsze godziny po urlopie, poniedziałek – pierwszy dzień tygodnia, czy wreszcie pierwsze metry/kilometry biegu. Czy pierwszy dzień nowego roku też jest trudny dla szuraczy? Nie. Zdecydowanie NIE! To, przynajmniej dla mnie, jeden z najfajniejszych dni w roku. Podobnie było i w tym, 2013. Pierwsze szuranie zostało trochę wymuszone czynnościami dnia poprzedniego, ale skrzętnie zaplanowanymi. Sylwester spędzałem u znajomych w towarzystwie m.in. moich czteroletnich diabłów. Wybraliśmy się do nich samochodem. Grzecznie zaparkowałem pomiędzy innymi autami sąsiadów, żegnając się powiedziałem mu, jutro po Ciebie wrócę:) No i nie było wyjścia. 10.00 Na zegarku godzina podczas której większość hucznie żegnających stary i witających nowy rok jeszcze smacznie śpi, bądź – są pewni i tacy – dopiero zamierza odpoczywać. Za oknami pogoda marzenie! 0 stopni, piękne słońce, ludzi póki co tyle ile w „lany poniedziałek” przed południem. Czyli podobnie jak stopni na termometrze – ZERO. Ciuchy na siebie i w drogę. Na KSM nie jest daleko, co więcej większość raczej z górki, są co prawda światła (chyba ze trzy razy) ale postanowiłem, że będzie szybko. W głowie jeszcze wczorajsza Cytryna z Lublina pomieszana z CinCinem bąbelkowanym się przewraca, ale mus to mus. W drogę. Nowy Rok to magiczny dzień przede wszystkim dlatego, iż wszystkie zazwyczaj zakorkowane ulice są puste. I to nie, że jest mało samochodów. Ich poprostu NIE MA WCALE! Miasto wygląda jakby na nie kilka godzin wcześniej zrzucono jakieś trucizny, które załatwiły całe społeczeństwo. A Ci, którzy zostali wyglądają na mooocno zatrutych. Kilku wracających, pewnie z balu:), w papierowych czapeczkach na głowach (panowie), podartych rajtuzach (panie), widziałem przy Galerii Echo. Biedacy – mieli pod górę. tak wyglądała Al. Solidarności – zwykle jest tutaj sznur aut od „góry do dołu” „Normalnych” ludzi zauważyłem dopiero w centrum, pewnie szli z kościoła. Też jednak nie były to ilości powalające. Doszurałem do auta w 20 minut, przeszurałem 3,59 km. Gdyby nie ostatnie światła było by jeszcze szybciej. Cała Cytrynówka wypocona:) 14:00 W domu szybki prysznic, dzieci do auta i w drogę za miasto (choć po prawdzie, to jeszcze Kielce). Biegało mi się tak fantastycznie rano, że chciałem jeszcze:) Dzieciaki zostawiłem pod czujnym okiem babci i w drogę, tym razem po polach. Drugi raz w ostatnim czasie towarzyszyła mi szanowna małżonka, stąd i tempo tego szurania było okropnie niskie. Stwierdzam, że takie mega wolne szuranie, podskakiwanie bardziej w miejscu, bardzo mnie męczy. Tempo w okolicach 7 – 7:30 jest dla mnie zabójcze. Najbardziej cierpią na tym stawy skokowe, które od wczoraj wariują (szczególnie w lewej nodze). No ale siła wyższa:) Wyszuraliśmy 6,44km w czasie 47:10 (7:20/km). Trasa jedna z moich ulubionych, od ul. Ślazy w kierunku Białogonu obok...

Read More