Dorota czyli Sylwia – nie jestem fraglesem!
maj22

Dorota czyli Sylwia – nie jestem fraglesem!

Z tygodniowym opóźnieniem biegnę (a raczej szuram) odmeldować, iż odniosłam SUKCES!!! I Półmaraton w Białymstoku został przeze mnie ukończony  w czasie 2:13. Brutto– chyba;). To jak dotąd mój najdłuższy ukończony dystans i przyznaję bez bicia, że przed półmaratonem najwięcej przebiegłam 13, 5 km. Więc trema była…   Na półmaraton wybrałyśmy się z koleżanką Gosią , oraz jej przyjaciółką Marysią, która zajęła się  fotografowaniem. Wyjazd o 4:30 – co dla mnie już było aktem niepoczytalności;). Niestety byłam też kierowcą. Niestety – bo to duuuża odpowiedzialność, a ja najwięcej jechałam w życiu do Warszawy i z powrotem . A tu zrobiłam 500 km – czyli znów życiówka;). Droga upłynęła bezproblemowo i miło – po prostu plotkowałyśmy;). No i na stacji odbyło się komisyjne otwarcie i smakowanie TURBO ŻELU zakupionego przez Gosię. Jakież to ochydztwo! Bez popity nie przejdzie;). W Białymstoku – pięknym i zielonym – znalazłyśmy miejsca parkingowe, odebrałyśmy pakiety startowe, potem szybki striptiz przy samochodzie (przebrałyśmy się w lajkry;)) i na START. Co ciekawe biegłam z imieniem DOROTA. A to dlatego, że przechwyciłam pakiet startowy koleżanki Dorotki, która występowała w jednym z moich wpisów na blogu. Moja Dorotka, super ambitna kobieta uszkodziła sobie nogę… i teraz ją leczy. I nie pobiegnie ze mną w maratonie (przynajmniej nie w tym za trzy tygodnie), co mnie strasznie smuci… POZDRAWIAM DOROTKĘ! I chyba ambicja Doroty na mnie przeszła wraz z jej numerem;). Bo muszę przyznać , ze biegło się rewelacyjnie! To moje pierwsze zawody (z trzech w których uczestniczyłam…hahaha), w których mi psychika nie siadła. Pierwsze 10 km biegłyśmy razem z Gochą. Wolnym tempem – takie były zamierzenia. Żeby się nie uszkodzić i nie zajechać. A w dodatku nie wiedziałam czego się spodziewać po takim dystansie. Przybijałyśmy piątki z dziećmi, klaskałam z ludźmi dopingującymi biegaczy – jednym słowem miałam „strefę komfortu”, wcześniej przeze mnie nieosiągalną. Na 10 kilometrze sieknęłyśmy z Gochą „po żeliku” na pożegnanie i każda biegła już swoim tempem. Ja poczułam SIŁĘ SIEDMIU MĘŻÓW i jak nie wyrwę…!!! To był moment kiedy ludzie zaczynają słabnąć. A ja – Sylwia, czyli DOROTA – po tych leciutko przebiegniętych 10 kiloskach czułam się jak nowo narodzona. I cyk, cyk, boczkiem, boczkiem;), zaczęłam wyprzedzać biegaczy! Ja! Wyprzedzałam! Nie MNIE wyprzedzali, tylko JA WYPRZEDZAŁAM!!! Przez 7 kolejnych kilometrów byłam KRÓLOWĄ SZOSY! Wyprzedzałam nawet na rondzie!!! 😉 Otrzymałam także owacje z zakładu karnego, gdzie chłopaki w oknach przyglądali się biegaczom. Najpierw im pomachałam, potem pokazałam „PEACE” i tu już był lepszy doping;). Następnie przesłałam całusy i tu już wrzask był ogromny, a zakończyłam serią bliżej niesprecyzowanych gimnastycznych wygibasów i podskoków. Mało krat nie wyrwali! Tak się podobało!;) Słabnąć zaczęłam po 17 kilometrze, jak mnie gorąc z asfaltu przytłoczył;). Ale : NIE ZATRZYMAŁAM SIĘ ANI RAZU! Cały czas sobie...

Read More
Ruszcie kooper!
maj17

Ruszcie kooper!

Panie, Panowie, Szuracze! Z wielką przyjemnością zapraszamy na kolejny już ogólnopolski test Coopera. Na czym to polega? Zasady są bardzo proste, biegniemy, idziemy, podskakujemy przez 12 minut, kto w tym czasie pokona dłuższy dystans ten jest bardziej z siebie zadowolony:) A mówiąc całkowicie serio, są stworzone tabele (one poniżej), w których przypisane są wyniki z podziałem na płeć i wiek, uzyskany wynik wskaże naszą wytrzymałość, czy jest bardzo zła, zła, średnia, dobra czy bardzo dobra. Kielecki test Coopera odbędzie się na Stadionie Lekkoatletycznym przy ulicy Bocznej. Całe zamieszanie zacznie się w okolicach godziny 9.30, pierwsze biegi około 10.00. Biegać będziemy aż do godziny 16.00. Udział w teście jest darmowy. Podobne testy odbędą się w ponad 60 miastach w całej Polsce. Szczegółowych informacji można poszukać na http://www.testcoopera.pl A my też oczywiście poszuramy w teście, będziemy o 10.00. Do zobaczenia! Tabela z...

Read More
Koncert dla Bartka! – szuranie.pl rozdaje zaproszenia!
maj08

Koncert dla Bartka! – szuranie.pl rozdaje zaproszenia!

Z wielką przyjemnością zapraszam i polecam uwadze koncert, który odbędzie się 10 maja na kieleckiej Kadzielni. W najpiękniejszym amfiteatrze w Polsce wystąpi Ania Wyszkoni oraz zespół Pectus. Będzie to wydarzenie wyjątkowe – wyjątkowe dlatego, że każdy kto weźmie w nim udział dołoży małą cegiełkę do tego aby „Bartek mógł biegać”. Znana przede wszystkim w kieleckim środowisku osób szurających (a nawet biegających:) Akcja pod nazwą „Biegnę aby Bartek mógł biegać” została zapoczątkowana przez Damiana, ojca prawie dwuletniego Bartka. Bartuś urodził się bez lewej stopy oraz z innymi wadami wrodzonymi. Największym problemem z jakim zmagają się Bartka rodzice jest gromadzenie funduszy na protezy, szczególnie na te profesjonalne z włókna węglowego. Damian – ojciec Bartka, w niekonwencjonalny – ale często skuteczny sposób gromadzi fundusze dla syna. Wymyślił i promuje akcję „Biegam, żeby Bartek mógł biegać”. Startuje w zawodach, biegach ulicznych i tam zbiera pieniądze, prowadzi bloga (http://naszmaraton.blogspot.com/) i dzięki temu grupa w koszulkach z napisem – Biegnę, żeby Bartek mógł biegać, ciągle się powiększa. W ostatnią niedzielę przebiegł swój pierwszy w życiu maraton! Cele ma ambitne i małymi kroczkami je realizuje. Dzięki Damianowi coraz więcej osób przyłącza się do pomocy Bartkowi, ale też samemu zaczyna się ruszać, biegać czyli korzyści są ogromne. Do akcji przyłączyła się też Fundacja Możesz Więcej, która organizuje na Kadzielni wspaniały koncert. Całkowity dochód z tego koncertu będzie przeznaczony na pomoc dla Bartka. Myślę, że to znakomity sposób na przyłączenie się do wspaniałej akcji oraz spędzenie miło kilku godzin słuchając fajnej muzyki. Mam nadzieję, że pomożemy wszyscy. Jednym z patronów tego koncertu jest ten blog – www.szuranie.pl, a piszący te słowa będzie miał niewątpliwą przyjemność poprowadzić to wydarzenie. Oczywiście charytatywnie. Przyjdźcie na Kadzielnię, „aby Bartek mógł biegać” !!! Mam dla Was niespodziankę: 5 pierwszych osób, które na stronie szuranie.pl na facebooku (o tutaj – https://www.facebook.com/szuranie) pod informacją o tym koncercie napiszą „coś” otrzyma podwójne zaproszenia na koncert! Aaa i jeszcze jeden warunek, bilet jest darmowy dlatego musicie obiecać, że choćby symboliczną złotówkę wrzucicie do puszki podczas koncertu.   oto zapowiedź wideo koncertu na...

Read More
[SYLWIA] Czwarta Dycha do Maratonu za mną
maj05

[SYLWIA] Czwarta Dycha do Maratonu za mną

To była bardzo pozytywnie zakręcona niedziela:) Przed biegiem wykombinowałam sobie, że pobiegnę z joggerem wyposażonym w moją córkę – 3, 5 – latkę Blankę:). Oczywiście wiem, że z joggerem biegnie się zupełnie inaczej niż bez niego;). Oraz, że takie biegi z wózkiem trzeba po prostu trenować, aby się do obecności tego koromysła przez sobą przyzwyczaić. Ale to nie moja wina, że zima trwała ruski rok i jakoś jogger nie był mi potrzebny. Został więc wyszarpany przez mojego męża z piwnicy 2 godziny przez biegiem i wytarty z kurzu. Nie zapomnieliśmy również napompować opon;). Nad Zalew Zemborzycki udaliśmy się całą rodziną. Towarzyszyła nam także ciocia Jusia, która dzień wcześniej zadzwoniła i przypucowała się, ze ona też biegnie. Wymyśliłyśmy, że biegniemy razem i ma być wesoło. Blanka zasiadła w joggerze, stajemy na starcie i ….START!:) Przyznaje bez bicia, że rozmawiałam z córka na temat tego, co to znaczy „dopingować”. Że to takie wsparcie dla sportowca, i że może wołać „MAMA WYGRA” itp. Ale nie spodziewałam się, że sobie tak to do serca weźmie. Zaczęła  wołać chwilę po starcie „MAMA WYGRA, MAMA WYGRA MAMA WYGRA!!!”… No fajnie. Wszyscy się patrzą, śmieją, chwalą, komentują. My z Jusią się śmiejemy, że zaraz się jej znudzi…. Dwa kiloski za nami, a z wózka non stop: MAMA WYGRA, MAMA WYGRA! „Nie chciałabym burzyć Twojego beztroskiego dzieciństwa i wyobrażeń o matce, ale mama raczej nie wygra…” – tak jej powiedziałam. Nic to nie dało. Wołała dalej.  Zaczyna mi  być gorąco, ściągam bluzkę z długim rękawem (tu się jogger spisał, bo ją schowałam do koszyka). Oczywiście źle się ubrałam i po ściągnięciu wierzchniej warstwy zniknął mój numer startowy, bo przecież nie będę przepinać czterech agrafek;). Zaproponowałam Blance , by sobie zrobiła przerwę , bo zachrypnie, ale nie….”MAMA WYGRA!!!” Tak się podjarałam, że biegłam zdecydowanie za szybko jak na mnie… Około 5 kilometra zaczęłam czuć, że słabnę. Za to ciocia Jusia ciśnie jakby nigdy nic informując mnie, ze ona ma ciągle „strefę komfortu” i , że jest „zajebiście”. Mi mina rzednie, kark zaczyna pulsować, zaczynam sapać, chrząkać, stękać… Bezdzietna jak dotąd Jusia przechwytuje wózek i się cieszy, że teraz to ona będzie „gwiazdą”;). Ludzie wołają do niej „Brawo Mama”, Blanka jedzie swoje „MAMA WYGRA” , a matka „prawdziwa” na szóstym kilometrze myśli, że mdleje …. Łapię dwa kubki z wodą, jeden wypijam, drugi w akcie desperacji wylewam sobie na głowę…To bardzo dobra myśl – od dawne mam problemy z zatokami, a nad zalewem elegancki wiaterek – w sam raz.  I tu następuje cud. Moje dziecko zmienia repertuar… „Jesteśmy jagódki, czarne jagódki, mieszkamy w lesie zielonym…” Czyli nawet ona wie już, że mama nie wygra;). Do piosenki ochoczo dołączają się biegnący obok panowie i ciocia Jusia. Matka natomiast nie jest w stanie. Mogłam...

Read More
[PIOTR] Udany powrót po kontuzji
maj05

[PIOTR] Udany powrót po kontuzji

Mija już ponad miesiąc od kiedy ponownie zacząłem biegac po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją o której pisałem wcześniej. Pora by w kilku słowach opisać co czuje taki wygłodzony łowca kilometrów.  Cieszę się jak dziecko które dostało lizaka 😉 Fakt, pierwszy trening po „powrocie” to jakby delektowanie się tym lizakiem przez papierek. 10 km w 1godz i 9 minut nie napawało optymizmem. Tętno sięgające prawie 185, dodatkowo te kilogramy które zamiast gubić, „przytuliłem” do siebie podczas „postu biegowego”. Stwierdziłem, że ten powrót będzie cięższy niż sobie wyobrażałem. Wiedziałem, że teraz jeszcze bardziej niż wcześniej muszę zadbać o rozciąganie i ćwiczenia wzmacniające moje, nie młode już kolana. Okłady z lodu, maść, opaska, a od czasu do czasu wizyta u fizjoterapeuty dawały nadzieję, że może jednak sprzęt biegowy nie oddam za browarka w dobre ręce, tylko posłuży mi dłużej. Kolejny trening 10 dni później. Dystans taki sam, jednak czas już o 4 minuty lepszy. Micha mi się cieszyła, mimo tego że kolano zaczęło boleć znowu. Ale nie ma jak dobre słowo od kolegi Pawła (autora tego bloga), cytuję: „… w tym wieku to jak coś nie boli to znaczy że nie żyjemy. Musi boleć!”. Pawle, dziękuję 😉 Znaczy, że żyję! !!!!! 😉 Niech mnie boli to kolano ile chce. Byle by tylko działało podczas biegania, a po biegu bym mógł sięgnąć po pilota czy browarka. Nie poddawałem się. Ćwiczenia, trening, ból, znowu ćwiczenia itd. Po kolejnym treningu zauważyłem że do około trzeciego kilometra kolano bolało, a potem ból ustępował. Poprawiałem swoje czasy, zwiększałem dystanse. Głód biegania nadal nie ustępował 😉 Następny trening to już dycha poniżej godziny. Co prawda tylko 5 sekund, ale dla mnie to było coś wielkiego. Kontrolowałem tętno, oddech,starałem się biec równo. Wieczorem nawet nie zauważyłem, że ból kolana był minimalny, uff zadowolony z treningu padłem. Następnego dnia dopadł mnie nazwany przez Pawła tzw. BPM i jako jeden z pierwszych zapisałem się na swój pierwszy w życiu półmaraton, 22 czerwca. O 20.00 zmierzę się właśnie z dystansem 21 km i 95 metrów. To, oprócz testu swojego organizmu, będzie też taki prezent który sobie sam zrobię na swoje 40. urodziny, które kilka dni później będę obchodził :-). W końcu kto nie ryzykuje nie pije szampana, a ja mam zamiar symbolicznie się go wówczas napić. Z czasem zwiększam swoje dystanse, bo jestem zdania, że dla 5km nie warto się przebierać, więc staram się by było to trochę więcej. Udało mi się poprawić swoją życiówkę na 10km, ale odczułem to bardzo potem, ale jak zwykle warto było. Dodatkowo pierwszy raz w życiu przebiegłem dystans półmaratonu 😉 Chciałem się sprawdzić, a czas niewiele ponad 2 godziny daje nadzieję na złamanie tych 2 godzin w czerwcowym biegu...

Read More