Każdy może to zrobić… czyli jak zacząć biegać?
gru27

Każdy może to zrobić… czyli jak zacząć biegać?

Podobnych tekstów powstało już mnóstwo, jednak patrząc na ilość pytań wysyłanych w prywatnych facebookowych wiadomościach oraz mailach postanowiłem podzielić się tym jak zacząłem biegać szurać ja. Uprzedzam, że będzie to dosyć subiektywne spojrzenie na bieganie, początki doświadczeń z tą czynnością i wcale nie musi odpowiadać statystycznemu Kowalskiemu, a wręcz może denerwować tych już biegających, no ale co poradzę? 🙂 Skoro w ogóle szukałeś takiego artykułu to pewnie nie biegasz (haa jestem mistrzem dedukcji:), prawdopodobnie masz nadwagę, z dużym prawdopodobieństwem nie jest ona mała, prawdopodobnie kilka/kilkanaście lat temu (w podstawówce, liceum) byłaś lub byłeś typem „sportowca”. Może nie miałeś kwadratów na brzuchu i nie potrafiłeś stanąć na rękach bez ściany ale pograłeś od czasu do czasu w piłkę, mogłeś przebiec się tu i ówdzie, pospacerować bez zadyszki po górach czy wystartować do autobusu i skasować bilet w środku bez problemu trafiając biletem w otwór kasownika. Skoro jesteś tutaj i chcesz zacząć biegać to na 95% (dane wg. Narodowego Spisu Biegaczy) marzysz o poprawieniu kondycji fizycznej oraz jesteś wśród 60% osób, które zaczynają biegać aby zrzucić nadmierne kilogramy. Mam dla Ciebie dobrą informację – to wszystko da się zrobić! 🙂 Jak zacząć? – Zacząć! to najważniejsze. Nie ważne jak, ważne aby „TO” zrobić, dlatego odrzucam i traktuję jako niepoważne wszystkie postanowienia typu: „od poniedziałku”, „od pierwszego”, „od nowego roku”. Pierwszy, poniedziałek czy Nowy Rok to taki sam dzień jak „jutro”, a może nawet „dzisiaj”, dlatego nie czekaj, pobiegaj! Bieganie kojarzy Ci się niezbyt przyjemnie?, w podstawówce ganiali Cię na 60 metrów, może na 300 albo nawet na 1000? Słyszałeś „start” i leciałeś na zapalenie płuc do mety? Większość z nas tak miała:) Teraz gdy to czytasz jesteś prawdopodobnie w okolicach trzydziestki, masz może nawet troszkę więcej, albo niewiele mniej lat na liczniku i jeśli myślisz, że zaczniesz na maksa to grubo się mylisz. Albo może nawet się nie mylisz, zaczniesz – owszem, ale jeszcze szybciej niż zacząłeś skończysz i prawdopodobnie już nie wrócisz do biegania. Też tak myślałem, ba zrobiłem to! Umarłem, prawie umarłem, zginąłem, połknąłem płuca, a przynajmniej lewe, miałem migotanie komór, kolkę, poty oblały mnie niemiłosierne – jednym słowem miałem wszystko potrzebne do tego abym zginął na miejscu. A wszystko to po „przebiegnięciu” kilkuset metrów. Dlatego na początku troszkę Cię rozczaruje, jeśli masz większą nadwagę, nie uprawiałeś w ostatnim czasie (nie w liceum kilkanaście lat temu) jakiegoś w miarę angażującego kondycyjnie sportu to nie pobiegasz na początku… Ale czeka Cię fantastyczna przygoda z poznawaniem własnego ciała, własnych możliwości oraz zwiększania ich praktycznie z tygodnia na tydzień. Najważniejsze aby się nie spieszyć! Jeśli jesteś w wieku o którym pisałem wyżej, nie ruszałeś się od dawna, to umówmy się w najbliższym...

Read More
5 kg w plecaku…czyli Półmaraton Szerpa.
gru15

5 kg w plecaku…czyli Półmaraton Szerpa.

3 minuty do startu. Ogłoszenia przedstartowe, że karetka, że trzy pętle po 7 kilometrów, że Półmaraton Szerpa to bieg ekstremalny, na trasie nie ma bufetu….. 3..2..1.. start. Pierwszy kilometr to istna męczarnia. Radość z biegu? A co to jest? Ledwo zaczęliśmy, a tu już podbieg. Patrz pod nogi, patrz pod nogi! Pierwsi poszli do przodu. Patrząc na nich na starcie jedno mogę powiedzieć – nie przyjechali się tu bawić. 5.52min/km Drugi kilometr – wbiegamy coraz głębiej w las. Jeszcze mocniej patrz pod nogi. Nie goń za czołówką. Truchtaj swoje, to że ktoś cię wyprzedził nie znaczy, że musisz go od razu łapać. Kipa do pasa daje o sobie znać. Piszczele pieką, a przecież się rozciągałem. Pewno górka zrobiła swoje. Damy radę. 5.56min/km Trzeci kilometr – dam radę brzmi coraz mocniej jak pytanie. Skoro już na 3 kilometrze dopadają mnie takie myśli to co ja tu robię? 5 kg w plecaku jeszcze nie przeszkadza, nie podskakuje, nie obija się o plecy. Trasa w lesie kręci jak poseł Hofman. Kilkadziesiąt metrów w dół, to znów kilkadziesiąt metrów w górę. 6.19min/km Czwarty kilometr – las nie wybacza, kolejny podbieg, kolejny zbieg w dół. Ktoś mnie wyprzedza, podziwiam. Patrzę na jego plecak, chyba ma więcej bagażu niż ja. Wyprzedza mnie dwóch chłopaków z kamerami. Truchtam swoje, ból piszczeli odpuszcza, kostki łapią wymarzony luz i giętkość. Patrzę na pulsometr – średni puls 168. Coraz częściej górki staram się szybko wchodzić zamiast wbiegać. 6.19min/km Piąty kilometr – nareszcie płasko, wyprzedzam „kameruńczków”, robię swoje i mam tego efekty, staram się unormować oddech, dociera do mnie już mocno na co się porwałem. Las daje mi nauczkę, nauczkę codziennego truchtania po płaskim, gdzie największą różnicą poziomów jest krzywo położona kostka. Zahaczam nogą o korzeń i plecak z 5 kilogramami grawitacyjnie ciągnie mnie do ziemi. 5.45min/km Szósty kilometr – wybiegamy z lasu, polana, paśniki. Płasko i przejrzyście, przebija się słońce. Jest pięknie. Truchtanie sprawia mi radość, widzę kogoś za mną. Gość utrzymuję bezpieczną odległość, ale co spojrzę ta bezpieczna odległość staje się coraz mniejsza. 5.59min/km Siódmy kilometr – droga w lesie, miękka, trochę śliska, widzę gdzie komuś omsknęła się noga. Omijam większe kałużę, poprawiam plecak. Od startu ściągnąłem paski o dobrych kilka centymetrów. Pogoda sprzyja, słońce świeci, wiatru nie czuć – oby tak dalej, niech się nie schrzani, niech się utrzyma. Nie lubię zbiegać, wolę podbiec. Nawet podejść, ale mniej obciążyć stawy. Niestety siódmy kilometr kończy się ostrym zbiegnięciem. Staram się go trawersować, ale nic z tego. Euforia robi swoje. Przebiegam linię sędziego. To był najszybszy kilometr tego dnia: 5.36min/km Jeszcze „tylko” dwie pętle. Autor powyższych wypocin wypacał się przez 2 godziny 14 minut 56 sekund pokonując dystans III...

Read More