A było to tak… – I Kielecki Bieg Mikołajkowy
gru09

A było to tak… – I Kielecki Bieg Mikołajkowy

Końcówka października 2013, nie minął tydzień od zakończenia największego kieleckiego biegu, czyli II Kieleckiej Dychy, a w naszym tajnym miejscu na Facebooku niektórych zaczęło nosić. Pojawiały się dziwne pomysły, ale przede wszystkim głosy: „róbmy coś”. No tak, róbmy. Dopiero co zamknęliśmy przecież Dychę! Kilka minut szybkiej wymiany zdań i pada decyzja. Robimy „Mikołajkowy”. Pada „tysiąc” pomysłów i „milion” propozycji, do naszej grupy dołączają nowe osoby chętne do ciężkiej pracy, ale uwielbiający wyzwania dające innym radość. Ustalamy najważniejszą zasadę, to nie będzie wyścig, I KBM ma być zabawą, kupą radochy i powodować uśmiechy. Bartek proponuje trasę, Damian ogarnia „papierki”, Maciek podsyła pierwsze projekty logotypów, Kamila i Paweł wymyślają innowacyjne kartonowe medale (jeszcze kiedyś do nich wrócimy!), ja ogarniam nową stronę (www.kieleckadycha.pl), zapisy online i inne fejsbuki. Proponujemy współpracę Symetris, a oni bez mrugnięcia okiem zapalają się do pomysłu i godzą się „na wszystko”. Od Lasów Państwowych dostajemy dwie choinki (stały na molo – mam nadzieję, że widzieliście:), Mosir użycza nam wielkiej pompowanej mety, do grupy dołącza Mateusz! W między czasie po dosłownie minutowej wymianie zdań ustalamy, że pomożemy 9 letniemu Kubusiowi. Kuba to brat Pauliny, dziewczyny którą widuje prowadzając moje małe „tancerki” do Kieleckiego Teatru Tańca, dziewczyny, która pobiegła swój pierwszy bieg – V-kę dla Bartka ot tak, bo chciała pomóc. Bo dobro powraca (Paulina pisze o tym na swoim blogu – o TU). No i wróciło w sobotę! Dołącza do nas Maciek, będzie Mikołajem na rowerze z wielką skarpetą na datki dla Kuby. Na zapisy patrzyliśmy z wypiekami na twarzach, na początku myślałem o 50 osobach. To byłby sukces! 50 osób, na „takim phi biegu”, bez nagród, bez czasu, bez numerów startowych, bez napinki i bez medali. To było by fajnie. Tak myślałem… 50 osób zapisało się w…jeden dzień! Po dwóch dniach zapisów było prawie dwa razy tyle. Jest moc! Dobro powraca. O Biegu piszą lokalne gazety, mówimy o nim w radiu i w TV. Jest zainteresowanie! Mateusz organizuje „nagłośnienie” w postaci amerykanckiego BUMBOKSA, będziemy grali „z komórki”. Szukamy nagłośnienia dla mnie. Znajdujemy u…Maćka Korzyma w szatni! Dostał kiedyś na urodziny megafon, drze się przez niego: Bandaaa świrówww…auuu! Pożyczył. Opłatki dostajemy w prezencie od księdza Krzysia Banasika – wielkie dzięki! Jadę po nie w wielką śnieżyce razem z Ksawerym, przeżyliśmy. Ksawery spękał. Na liście startowej 150 osób! Paweł odbiera przypinki z logotypem naszego Biegu – są fajne! Będzie niespodzianka. Pojawiają się dobrzy ludzie, TAO Fitness Club podrzuca „kilka złotych” na różne pierdoły (czy gdzieś jeszcze jest tak, że nie do końca patrzy się na to, że już w imprezie uczestniczy ktoś z tej samej branży…? Teoretycznie, marketingowo to się nie mogło udać – przecież był już Symetris, a tu nagle...

Read More
Niepodległościowo i świątecznie
lis12

Niepodległościowo i świątecznie

Okolice 11 listopada to takie dni w których Polska jak długa i szeroka biega, szura, kijkuje – lub też pali tęczę i wali kamsztorami w białe kaski. To ostatnie totalnie mnie nie kręci, dlatego też wspólnie z wieloma znajomymi postanowiliśmy spędzić Święto Niepodległości w bardziej pokojowy sposób. Okazje były dwie, po pierwsze Bieg Niepodległości w Kielcach, a druga taka sama, z tym że w Warszawie. Na ten drugi gotowi byliśmy już dawno, zapisy trwały kilka godzin, szuranie.pl dopisało się po dwóch minutach od uruchomienia zapisów, a i tak już byliśmy koło miejsca nr 500…:). Ale po kolei. Kielce Impreza biegowa zaplanowana została na niedzielę, 10 listopada – i tu odrazu ukłon w stronę organizatorów, że wiedząc (tak mi się wydaje), że 11 jest duża impreza w Warszawie, nie starali się z nią konkurować. Dzięki takiej decyzji na starcie pojawiło się bardzo wielu kieleckich szuraczy/biegaczy skupionych wokół Biegam Bo Muszę i szurania.pl. Atmosfera bardzo luźna, towarzyska, śmiechy, żarty i niewiele ponad trzy kilometrowa trasa. Tutaj mam jedyny zarzut do organizatorów, dlaczego nie dłużej? Nie mówię, o 10km, bo to dla niektórych może być już wyzwanie, ale przynajmniej 5 km było by elegancko. Tym bardziej, że jest gdzie taką trasę poprowadzić w centrum. Ale nie marudzimy. Było fajnie. Start na głównej alejce w parku, początek mocno z górki, Plantami na Rynek, do pomnika Henryka Sienkiewicza, placem Wolności przez świeżo wyremontowaną ul. Mickiewicza (baaardzo ładnie), pod Katedrę, obok Pałacu Biskupów do mety. Trasa króciutka, ale ładna i ciekawa. Łatwa i nie wymagająca, delikatnie pod górkę na Sienkiewicza, ale na tyle, że ciężko było odczuć, że tam w ogóle jest podbieg. W sumie troszkę więcej niż 3 km. Całość wyglądała o tak: Jako, że to bieg totalnie zabawowy, tak przynajmniej my do niego podchodziliśmy, tak też wszystko zostało potraktowane. Tempo raczej wolniutkie (dwa pierwsze km 5:24). Namawiając do debiutu mojego przyjaciela Mariusza (Marianka) obiecywałem, że pobiegniemy wszyscy razem, że będzie fajnie, ochy i achy wymyślałem, żeby tylko go namówić. Udało się namówiony został, na starcie stawił się z Martą i trzeba było dotrzymać słowa – pobiec razem. Chwilę nawet tak się stało, poczekałem – ale Marianek to rozsądna chłopaczyna, zwolnił mnie z uprzęży i nareszcie poleciałem swoim tempem. Nareszcie, bo przez ostatnie 5 tygodni trenuje z prędkością 6:38/km, zaleconą w planie treningowym na maraton i szczerze mam już dosyć takiego klepania. Nie to, że jestem sprinterem i mam muchy w nosie na tempo, które jeszcze rok temu było moim normalnym temp, absolutnie. Ale czasami fajnie jest poszurać szybciej niż na co dzień. Była możliwość, zacząłem gonić resztę. Widać było, że osoby, których zwykle oglądam plecy, potraktowały ten bieg też mocno zabawowo. Wspólne skoki przez...

Read More
O Kieleckiej Dyszce raz ostatni.
paź28

O Kieleckiej Dyszce raz ostatni.

Minął już ponad tydzień, a więc chyba dorosłem do napisania kilku zdań o II Kieleckiej Dysze. Informacji na tej stronie o samym biegu było „milion” dlatego szczegółami o których już pisałem za bardzo zamęczać nie będę. W zeszłym roku Kielecka Dycha była moim pierwszym masowym biegiem w życiu (tym dorosłym życiu), w tym roku miałem przyjemność uczestniczyć w KD trochę inaczej. Przed imprezą zbieraliśmy się kilka razy lub dyskutowaliśmy na specjalnej facebookowej grupie, za każdym razem w gronie ludzi, którzy chcą coś zrobić aby w naszym pięknym mieście coś fajnego się działo w temacie biegania. Spotkania były różne, zazwyczaj padało na nich mnóstwo propozycji, pomysłów – od tych bardziej szalonych…do takich jak najbardziej do zrealizowania. Jedno było wiadomo, w zeszłym roku było fajnie, a głównym elementem „ciągnącym” tą imprezę była atmosfera. Chcieliśmy zrobić wszystko, aby tak było i tym razem. Jaki jest największy problem organizatorów różnych imprez? Oczywiście kasa. Tak było i tym razem niestety. Do samego końca zastanawialiśmy się czy zapewnić biegaczom (dorosłym) indywidualny pomiar czasu, korzystając z zewnętrznej firmy (na podstawie tzw. „elektronicznych czipów”) czy zorganizować Bieg Przedszkolaka z prawdziwymi medalami. Wiadomo, że decyzja jest łatwa jeśli chodzi o wybór pomiędzy dzieciakami, a dorosłymi. Tutaj jednak wchodził w grę temat pogody, obawialiśmy się, że jeśli będzie brzydko, będzie padało – to dzieciaków braknie na starcie. A medale trzeba zamówić, i w takim wypadku zrezygnować z pomiaru czasu dla dorosłych. Zaryzykowaliśmy i chyba bardzo dobrze. Zamówione zostało 100 medali, przygotowaliśmy połowę licząc, że pewnie więcej niż 50 dzieciaków się nie zgłosi… A jak się stało? 30 minut przed biegiem „grupa ratunkowa” w składzie Aga Kozłowska oraz moja małżonka i dzieciaki przygotowywały kolejną porcję medali dla przedszkolaków. Ostatecznie byliśmy gotowi na 100 dzieciaków, przyszło…97!:) Czyli sukces:) Bieg Przedszkolaka chyba wyszedł fajnie, mamy już pewne przemyślenia jak i co zrobić aby ta chwila dla najmłodszych trwała troszkę dłużej (i nie mam na myśli absolutnie wydłużenia dystansu). Dzieciaki pobiegły, w między czasie biuro zawodów przyjmowało kolejne zgłoszenia, kolejne osoby odbierały pakiety startowe – tutaj też udało się bez kolejek w czym ogromna zasługa kieleckiego Mosiru, niezastąpionej Basi i wolontariuszy, którzy fajnie to wszystko ogarnęli. Prawie 500 osób odebrało pakiety startowe chyba bez większych problemów – brawo! Rozgrzewkę przed biegiem głównym poprowadziła Pani Iwona Wenta, skorzystało z niej sporo biegaczy. Na pewno grubo ponad setka. Szybko, miło i sympatycznie – wszystko przy akompaniamencie elektronicznych dźwięków płynących od DJ DUDKA. Oprawa muzyczna Kieleckiej Dychy to także mocno wysoki poziom. Tomek Dudek – mój serdeczny przyjaciel „od kopy lat” także totalnie bez żadnych problemów zdecydował się pomóc. Mimo mocno napiętego kalendarza, gdzieś udało się wcisnąć kilka godzin na świeżym powietrzu w towarzystwie uśmiechniętych osób. Muzycznie...

Read More
II Kielecka Dycha – Bieg bez biegu, na luzie*
paź24

II Kielecka Dycha – Bieg bez biegu, na luzie*

Zachęcałem na facebookowej stronie II Kieleckiej Dychy do szerszego opisywania wrażeń z tego biegu. Miliona maili nie dostałem, ale jeden warty uwagi postanowiłem zamieścić. Oto Dychowe wspominki Michała. Zapraszam.    Kieleccy miłośnicy sportu, miniony weekend z pewnością zaznaczą w swych kalendarzach grubym czerwonym kółkiem. Pobudzeni efektownymi zwycięstwami Korony i Vive Targów Kielce, w niedzielę każdy [choć z przyczyn limitu, prawdę powiedziawszy, każdy z grona niespełna 500 biegaczy] mógł pokonać trudną crossową trasę liczącą 10700 metrów i powiedzieć głośno ” Jestem Zwycięzcą!!!”. Właśnie to w bieganiu jest najpiękniejsze, zwycięstwo. Nie rywalizacja, wyścig, ale zwycięstwo, zwłaszcza zwycięstwo nad własną słabością.  Jak już napomniałem na starcie „II Kieleckiej Dychy” stanęło niespełna pięciuset, a precyzyjnie mówiąc zaledwie, gdyż chętnych było znacznie więcej, 447 osób, w tym 446 potencjalnych biegaczy, plus jeden pozorant, pretendent do grona biegaczy, o którym wspomnę już niebawem, za kilka zdań. Osobiście w kwestii biegania jestem jeszcze raczkującym zawodnikiem, co najwyżej przedszkolakiem, tyle że takim nieco większym, niespełna 90 kilowym. Jako „przedszkolak” uważam więc, że pomysł zainteresowania naszych pociech bieganiem, jest niemal częścią misyjną biegania. Sam ze swego doświadczenia wiem jak ciężkim i trudnym zadaniem było dla mnie bieganie. Jeszcze kilka miesięcy temu, misja poderwania mnie z kanapy i ruszenia w trasę, wydawał mi się niezwykle trudnym projektem, niczym podniesienie statku Costa Concordia. Zarażony tą pasją, spróbowałem i dziś biegam, a w zasadzie to przesuwam się do przodu i trenuje by kiedyś pobiec. Warto więc zadbać o dzieci, o ich rozwój fizyczny by któregoś dnia bieganie nie było dla nich tak karkołomnym wyzwaniem jak choćby dla mnie. Bieg Przedszkolaka, który zapoczątkował II Kielecką Dychę, okazał się niemniej emocjonujący niż sam bieg główny. Były tu emocje, rywalizacja, łzy zwycięstwa jak i porażki, choć w oczach dorosłych każdy z maluchów zasłużył na miano mistrza. Wszystkich malutkich biegaczy i biegaczki, okraszono też gromkimi brawami, które echo jeszcze teraz niesie i rozchodzi się gdzieś w okolicach ul. Bocznej w Kielcach. Brawo Maluchy, jesteście Wielkie!!! Choć jak już wspomniałem jestem początkującym biegaczem, w swym krótkim CV mogę już wpisać kilka imprez biegowych, zarówno w roli uczestnika jak i kibica. Mogę więc powiedzieć, że Kielecka Dycha, zaoferowała coś czego nigdzie wcześniej nie spotkałem, a co jest z pewnością strzałem w „Dyche”. Wspólna rozgrzewka pod „batutą” Iwony Wenty  to wyśmienity wstęp do biegu. Rozgrzewka, w której wzięła udział spora grupa biegaczy, z pewnością pomogła w uniknięciu niepotrzebnych skurczy biegaczom amatorom. Zawodowi sportowcy zazwyczaj rozgrzewają się w swoim indywidualnym rytmie. Tak też uczynił między innymi trener Vive Targów Kielce, Bogdan Wenta, którego wynik końcowy biegu „kilka Went” być może mógłby być lepszy gdyby zdecydował się dołączyć do rozgrzewki prowadzonej przez panią Iwonę.  Trenerze, być może warto czasem podporządkować...

Read More
Poznań swoje możliwości !!!
paź23

Poznań swoje możliwości !!!

Gdybym miał kiedyś stworzyć listę miejsc których po prostu nie znoszę, Poznań  z pewnością byłby wysoko. Jeśli nie na samym szczycie. Jakoś się tak porobiło, że nie darzymy się sympatią z Miastem Słowików. Nie mam może zbyt wielu powodów by nie lubić Pyrlandczyków i zawsze jestem największym przeciwnikiem szufladkowania ludzi albo odrzucania kogoś tylko dlatego, że miał nieszczęście urodzić się w złym miejscu. Ale na przykład 90% moich zawodowych problemów z klientami dotyczy Poznania i okolic. Akcje jak z „Transportera”, kłamstwa i ściemnianie na każdym kroku – dla mnie mit wielkopolskiej solidności już dawno legł w gruzach. Słowem, Poznania i przede wszystkim jego mieszkańców nie cierpię  i unikam jak tylko mogę. To miejsce ma złą energię – nikt mi nie powie, że jest inaczej !!! I gdyby ktoś wcześniej rzucił pomysł, żebym pojechał  do „tego” Poznania i zmierzył się z maratonem, uznałbym go za kogoś  pokroju Macierewicza. Bo to najlepsze miejsce, żeby mi nie wyszło. Klęska gwarantowana. Amen.    Dlatego od końca czerwca trenowałem do Maratonu Warszawskiego. Trenowałem solidnie i coraz  szybciej, w  lipcu  to już  była niemal euforia – Moc  biła  ze  mnie,  biegało się  świetnie, kosmiczne no  limits …  Trzeba było polecieć w tempie 5:10 – ja  biegałem 4:20, miał być dzień  na wolne crossy –  ja szalałem gdzieś  w  górnych rejestrach pulsometru. Szybciej i szybciej. To  był  mój czas !!! Moje  pięć minut, a  nawet trzy na kilometr. Superkompensacja bez końca !!!  Niby wiedziałem, że biegam zbyt mocno ale  myślałem sobie, że kiedy przyjdzie  zmęczenie, zwolnię trochę,  kiedyś… Teraz warto  wykorzystać  życiową  formę.  Co  wybiegam  to  moje. No to gazu bo jestem coraz silniejszy, szybszy i młodszy… I jakoś tak nagle coś się zaczęło  psuć. Bo  gorąca głowa dalej chciała ale nogi zaczęły mi się plątać. Niespożyte siły zostały daleko za mną. Pomyślałem – to mały, chwilowy  kryzys. Zwalniam  i będzie  dobrze. Ale  nie  było.  Sierpień zaczął się  chorobą  i  dwutygodniową przymusową  przerwą  w bieganiu.  A po niej kolejny strzał  – kultowy,  wymagający  Półmaraton Wtórpolu –  pobiegłem go  zupełnie  wbrew  elementarnej  logice,  tydzień  po chorobie…  Nawet  udało mi się  ukończyć  odrobinę poniżej  2 godzin,  do reszty  demolując wycieńczony organizm. No ale Endrju nie odpuszcza i przecież chorobę należy zabiegać i wypocić. Bo każdy przyzna, że bieganie to samo zdrowie !!! I  jeszcze  miesiąc  do  maratonu,  dużo czasu. Tyle, że  za  swój  zryw zapłaciłem  kolejną  chorobą. A to już był wrzesień. Antybiotyki  i  znowu dwa tygodnie bez  biegania.  Jeszcze się łudziłem, że może  da się  pobiec w Warszawie bo gdzie jak gdzie ale tam  nie mogło mnie zabraknąć. Skróciłem terapię i wskoczyłem w biegowe buty. Przez tydzień może powrócę do formy… Ale nie było na to najmniejszych...

Read More
Film z II Kieleckiej Dychy
paź22

Film z II Kieleckiej Dychy

II Kielecka Dycha, choć trudno mi się z tym pogodzić przeszła do historii. Pozostały zdjęcia i wspomnienia. Aby to wszystko było jeszcze bardziej trwałe zapraszam na 15 minutowy film naszego autorstwa. Mam nadzieję, że pozwoli Wam ta produkcja zobaczyć to czego nie widzieliście, przypomnieć sobie swoje najfajniejsze momenty, lub poprostu powspominać i uśmiechnąć się jeszcze raz:) Miłej...

Read More