Dzieńdobry. Tu Łukasz
lut06

Dzieńdobry. Tu Łukasz

Ekipa szuranie.pl powiększa się z dnia na dzień! Z wielką przyjemnością przedstawiam kolejnego szuracza-blogacza, który dołączył do nas. Interesujące historie Łukasza będziecie mogli śledzić tutaj oraz w zakładce Wasze Blogi w górnym menu. Zapraszam na szuranie ! Kultura wymaga się przedstawić, więc na początek dwa słowa o mnie. Łukasz lat 23, no prawie 24, amator szurania od lat pięciu, zamieszkały w Suchedniowie (woj. Świętokrzyskie), student Uniwersytetu Warszawskiego. Te pięć lat może robić wrażanie, ale muszę jednak zaznaczyć, że miałem dość spore problemy z regularnością swojego biegania, co sprawiło, że tak naprawdę dopiero w tym roku udało mi się jako tako przetrenować zimę (wcześniej biegałem systemem wiosna/lato – pół roku przerwy). Ale jak mawia stare polskie przysłowie – lepiej późno niż wcale. Jeżeli chodzi o moje „osiągnięcia”, to mam za sobą już kilka startów w biegach na 10 km i jeden maraton. Tyle tytułem wstępu. Wspomniałem wcześniej, że to moja pierwsza, tu cytat, „jako tako przetrenowana zima”, słowo klucz – jako tako. Przyznaję się bez bicia, że od maratonu warszawskiego, czyli 30.09.2012, wyrzuciłem w kąt stoper, przestałem sprawdzać ile przebiegłem kilometrów, w kalendarzu biegowym nie było miejsca dla szybkich, intensywnych treningów, interwałów, długich wybiegań itd. Ot szurałem dla czystej przyjemności. Co przez to rozumiem? Ano nudne jednostajne truchtanie po obrytych na pamięć trasach, byle tylko zrobić trening i byleby nie był za długi – maks godzinka i do domu (najczęściej kończyło się w przedziale 30-45 min). I tak szczerze mówiąc, było super. Nie oszukujmy się, zima to nie jest najlepsza pora do trenowania, nawet takiego amatorskiego. Mój ambitny cel ograniczał się więc do jednego – trzy, cztery razy w tygodniu miałem wyjść poszurać. Wyjść. Nic więcej. Żaden z góry ustalony dystans, czy tempo nie wchodziły w grę. Przychodzi jednak taki moment, w którym taka monotonia i luz zaczyna przeszkadzać. Męczyć. Dopadło i mnie. Zebrałem się w sobie, zerknąłem w kalendarz imprez i wybrałem trzy, w których chcę wziąć udział. Najpierw zacznę lekko, od ostatniej, czwartej, „lubelskiej dychy”, by później ósmego czerwca wziąć udział w pierwszym maratonie organizowanym przez to miasto. Numerkiem trzy jest Maraton Warszawski, z którym chcę się zmierzyć po raz drugi. Plan ambitny, zobaczymy czy uda się go zrealizować. Żeby jednak mieć jakiekolwiek szanse na zrealizowanie powyższych założeń, trzeba zmienić podejście do treningów. I kiedy tak się zastanawiałem nad tym, co by tu wykombinować, żeby urozmaicić swoje szuranie, zadzwonił telefon. Odbieram – No siema Łukasz, jesteś dziś w domu? – No jestem, jestem. Co tam? – A dzisiaj chłopaki mają trening biegowy (koledzy grają amatorsko w A klasie przyp. ŁG) może się przejdziemy? Wiesz trochę startów, rozciąganie etc. – No spoko dobry pomysł. O której to? – 19-sta...

Read More