drugi dzień z rzędu
W związku z czwartkowym wyjazdem, musiałem delikatnie zmodyfikować szuraniowy plan tego tygodnia. Szuranie było w niedziele, i aby czwartek był wolny, poszurałem też w poniedziałek. Wtorek będzie wolny, środa szuranie, czwartek wolny i w piątek jak głowa bolała nie będzie poranne szuranie w Bieszczadach! Oby!
Poniedziałek, jak poniedziałek – wiadomo. Nik ich nie lubi:) Wyszedłem późno, bo koło 21.00. Trasa moja ulubiona, dookoła osiedli, powrót przy Oazie (taki sklep 24 na h, przy którym mam wielu kibiców:) ) i do domu. Wychodzi około 6 km, nie ma wielkich górek, co w moim mieście jest rzadko spotykane.
Błędem było jedzenie koło 17.00-18.00, myślałem, że trzy godziny wystarczą aby mega pyszna „lazanja” ułożyła się w żołądku. Jednak nie. Mocno mi to przeszkadzało, i prawie cały trening biegłem z kolką. Dlatego wyszło, jak wyszło – ale i tak w porównaniu do niedzielnego „ciągnięcia Krzysia” było sporo lepiej. Choć jeszcze nie jakoś rewelacyjnie jak dla mnie. 21 października mam pierwszy mój bieg. Marzyłem, aby dyszkę zrobić <1h, chyba plany muszę zmodyfikować bo wiem, że nie dam rady raczej utrzymać cały czas tempo poniżej 6 minut na kilometr. Choć do końca tego nie wiem, nie znam trasy to raz, nie biegałem za często po lesie – to dwa. Będą górki – to trzy, ale pewnie będzie też z górki – to cztery. Sporo niewiadomych:)
8 października 2012 wyglądało to tak:
było już zimno, w okolicach 5-6 stopni i mocno wiało
D: 6,28 km
C: 40:57
1km: 6:46
2km: 6:15
3km: 6:28
4km: 6:52
5km: 6:03
6km: 6:31
Najnowsze komentarze