Koronny przykład – chcieć to móc

Na początku chciałbym podziękować żonie, że dzielnie wytrwała jazdy na zawody i ciągłe gadanie o bieganiu. To i jej korona:)

medale

Nigdy w życiu nie byłem „wysportowany”. Żeby było jasne, sport uwielbiam. Nigdy jednak nie byłem w nim dobry. Pamiętacie jak na WF-ie wybierało się drużyny i zawsze zostawał ostatni, troszkę przygruby chłopaczek? To byłem ja. Po prostu nie nadaję cię do piłki, koszykówki, lekkiej atletyki…



W ostatnią niedzielę ukończyłem piąty w życiu maraton zdobywając Koronę Maratonów Polskich. Do tej pory udawało mi się realizować cele życiowe czy zawodowe. W niedzielę, pierwszy raz w życiu osiągnąłem cel sportowy. Oczywiście nie wszystko wyszło idealnie, planowałem w tym sezonie złamać 4h co się nie udało. Ten brak rozwoju psuje radość…ale tylko trochęJ

Zacznijmy jednak od początku.

12. Cracovia Maraton – 28.04.2014

Debiut. Pobudka jeszcze w nocy, o 5 rano dojeżdżamy pod stadion, odbieram pakiet startowy i czuję że nie wiem co ja tu robię. Spotykam Bartka i Agnieszkę (znałem już Kozłowskich z BBLu) i pomyślałem, że w razie czego może pomogą na trasie. Krótka rozgrzewka, później decyzja – lecę z pacemarkerem na 4:30.

cracovia

Swój debiut pamiętam jako ciąg zaskoczeń. Pierwsze kilometry to mała euforia – biegnę, lecę z innymi. Półmaraton – czuję się świetnie. 30 kilometr – czekam na ścianę. 35 – gdzie ta ściana? 38 kilometr – a tutaj jest. 40 km – a ja dalej biegnę, meta – dobiegam nie zatrzymując się w czasie biegu nawet raz. Na koniec czytam smsa z czasie i kolejne zaskoczenie – czas dokładnie taki jak sobie założyłem – 4:30:13.

Kilka osób było bardzo zaskoczonych, że mi się udało (niektórzy nawet z roweru spadli :). Często słyszałem, że nie powinienem próbować, to nie dla mnie. Na mecie miałem ochotę wykrzyczeć – a jednak dałem rade.

Przed startem planowałem jednorazowy wyskok, na mecie – muszę to przeżyć jeszcze raz. Powrót do domu i od razu zapisanie się na kolejny maraton – Warszawa.



 35. Maraton Warszawski – 29.09.2013

Drugi maraton miał udowodnić, że ukończenie pierwszego nie było przypadkiem. Stres był nie mniejszy, tym bardziej, że ilość kilometrów przebiegniętych przed była…żałośnie mała. Naprawdę, w sumie w ostatnich dwóch miesiącach przed maratonem przebiegłem jakieś 120 km.

warszawa

Do Warszawy jechałem z nastawieniem – jak się uda to super, jak nie to tylko moja wina. Szczerze nie wierzyłem, że dobiegnę na metę. Jestem jednak uparty i zrezygnować nie umiałem.

Na starcie ustawiłem się na 4:20. Pogoda była idealna. Atmosfera super. Bieg ruszył, a ja z kilometra na kilometr czuję się coraz lepiej. Trasa w Warszawie jest idealna – płaska i ciekawa. Na półmetku nie mogłem uwierzyć jak dobrze mi idzie. Na 30km zrozumiałem, że może się udać, a chwilę później stwierdziłem że…biegnę za wolno. Pacemakera straciłem z oczu uciekł mi w okolicach półmetka. Skoro czuję się dobrze do spróbuję go dogonić i co mi się udało. Przebiegłem obok niego już przed stadionem. Czas 4:19:58 i byłem najbardziej zaskoczonym człowiekiem na mecie. Nie zatrzymałem się nawet na chwilę, pod koniec przyspieszyłem. Na mecie nie padłem trupem. Do tej pory uważam, że to był mój najlepszy bieg.

Dębno Maraton – 6.04.2014

Tekst o Dębnie tutaj – http://www.szuranie.pl/you-cant-always-get-what-you-want/

Wrocław Maraton – 14.09.2013

Do maratonu we Wrocławiu czułem się przygotowany. Wybiegałem co trzeba, regeneracja wtedy kiedy trzeba. Pamiętałem o odżywieniu, nawadnianiu. Wszystko było tak jak trzeba.

wroclaw_meta

Przed maratonem odwiedziliśmy znajomych (Damiany pozdrawiam) od których mieliśmy kilkadziesiąt kilometrów do dojechania na start. Jeszcze na zjeździe z autostrady padał deszcz i było chłodno. Jakie było moje zdziwienie kiedy na starcie (5km dalej) pełne słońce świeciło prosto w czoło.

Pogoda była moim największym zmartwieniem. Niestety mam dwie słabości – podbiegi i ciepło. Kiedy jest słonecznie i ciepło, ze mnie zaraz się leje pot i chwila później leże nie mogąc się ruszać.

Ustawiłem się na starcie na 4:00. Przebiegłem w tym tempie 12km, kiedy to pot wylewał się z każdej możliwej części mojego ciała, a termometr pokazywał przy asfalcie – 28.9 stopni. Co gorsza biegliśmy po otwartej drodze która zmieniła się w patelnie. Padłem. Nie tylko ja. Wokół mnie ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Na 18 km przebiegaliśmy przy stadionie, a ja chciałem zejść z trasy. Gdyby nie fakt, że znajomi czekali na mecie, a ja przejechałem pół Polski żeby zdobyć koronę to po prostu bym zakończył bieg. Biegłem dalej. Pierwszy raz zatrzymałem się na 22km. Każdy kolejny był jak tortura. Nie miałem siły. Ledwo człapałem. 500m biegu, 500m marszu. W głowie mi się kręciło. Chciałem żeby to już się skończyło.

Pierwszy raz pomyślałem sobie, że już nigdy w życiu nie pobiegnę w żadnych zawodach. Nienawidziłem biegania, maratonów, słońca, ciepła…

Ludzie wokół mnie mieli jeszcze gorzej. Co chwila ktoś leżał na trawniku przy trasie. Karetki jeździły non stop. To był pogrom. Na ostatnich kilometrach biegłem wśród tych samych ludzi którzy startowali na 4:00.

Gwoździem do trumny było minięcie mnie przez grupę na 4:45. Chciałem się do nich dołączyć. To był 38km. Wytrzymałem 1km. Nawet w takim tempie nie dałem rady biec. Na metę wbiegłem po 4 godzinach i 50 minutach po starcie…

Wrocław będę wspominał jako świetną trasę, fajne miasto i biegową torturę.

Poznań Maraton – 12.10.2014

Znacie kogoś kto poprawił wynik w maratonie o 32 min przez 28 dni? Ta daaa, już znacie.

poznan

Wyjazd do Poznania w ekipie mocno męskiej i z poczuciem humoru większym od bicepsa Hardkorowego Koksa. Na miejscu biuro zawodów, targi i atmosfera robiły niesamowite wrażenie. Wokół panowała atmosfera biegowego święta.

Nocowaliśmy w akademiku i to był strzał w dziesiątkę. Już na wejściu poczułem się znowu jak student.

Dzień biegu – jest stres. Po Wrocławiu już nigdy nie podejdę do biegu na luzie. Na starcie na tyle duży ścisk, że startowałem z chodnika. Ustawiłem się za balonikiem na 4:00 z przekonaniem, że jeżeli źle się poczuję to zwalniam od razu. Nie trzeba było. Trzymałem się z tą grupą do 23 km. Samopoczucie ok, nic nie boli. Trasa dosyć pofałdowana co stanowiło coraz większy problem. Z profilu trasy pamiętałem, że na ok. 23km rozpoczyna się podbieg. Spory podbieg. Kosztował mnie bardzo dużo. Niestety osłabłem i tempo sukcesywnie spadało. Na 30km przyszedł najpoważniejszy kryzys. Na punkcie z wodą musiałem przejść do marszu. Już wtedy wiedziałem, że nawet życiówki nie zrobię. Celem było dobiegnięcie do mety bez zatrzymania się. Ten pit-stop bardzo mi się przydał i już niemal do samego końca nie zatrzymałem się.

Na metę wpadłem po 4 godzinach i 19 minutach w pełnym sprincie. Przez chwilę ogarnęło mnie niesamowite wzruszenie. To już koniec. Jestem na mecie. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Że się ucieszę to wiedziałem, ale że aż tak…

Zakończyłem piąty maraton w ciągu 18 m-cy. Patrząc na to z perspektywy czasu to widzę jak ten fakt wpływa na moje życie. Z jednej strony zmieniłem się fizycznie. Czuję się zdrowy jak nigdy w życiu. Moje serce bije jak trzeba, poziom cholesterolu idealny, brzuch płaski jak w czasach kiedy jedyne co jadłem to piwo:) Widzę też zmianę w sferze mentalnej. Kiedy mam przed sobą trudną sytuację czy to życiową czy zawodową, odwagi dodaje mi motto – „Maraton przebiegłeś to i tutaj dasz radę”.

Rozpisałem się, dlatego na koniec – gratuluję wszystkim którzy zdobyli Koronę, pewnie jestem z Was najwolniejszy, ale uważajcie, w 2015 już Was doścignę:)

korona_meta

Taka korona czekała na mnie w domu. Moja żona jest najlepsza 🙂



Author: szuracz

Share This Post On

2 komentarze

  1. Gratulacje!!!!. Kilka razy na os. Świętokrzyskim w Kielcach śmigałeś koło mnie robiąc potężny wiatr.:):):):) Jeszcze raz Gratuluję Korony!!!!

    Post a Reply
  2. Niesamowite stary. Jesteś mistrzem.

    Post a Reply

Skomentuj kuba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.