Misja 42 tysiące – rozpoczynam!

moje_wisla_krakowByła późna jesień 2011, waga pokazała 99kg. Dziewięćdziesiąt dziewięć kilo!!! Przeraziło mnie to bardzo, wtedy też pojawił się pomysł aby coś zrobić ze swoim grubym życiem. Dzieci troszkę podrosły (mam bliźniaczki, wtedy miały 3 lata), po głębokich przemyśleniach:) wywnioskowałem, że kilkadziesiąt minut raz na jakiś czas wygospodaruje aby coś zrobić dla siebie.   Obczytawszy się wcześniej różnych relacji z cyklu od „grubasa do maratończyka” zapragnąłem spróbować i być taki jak Ci z tych artykułów. Dorzuciłem gdzieś do tego fantastyczną relację Tomasza Lisa z maratonu w Nowym Jorku, nie pamiętam gdzie to czytałem, ale zrobiła na mnie ogromne wrażenie i tak się zaczęło. Jak to ja…zacząłem sobie to wszystko spisywać. Dzisiaj zaglądam na nie używanego już bloga (http://ukonczemaraton.blogspot.com/) i czytam, że problemem był ponad 30 sekundowy bieg, że 3 kilometry robiłem w…28 minut i takie tam interesujące ciekawostki z moich szuraniowych początków.

   Nie, nie jestem teraz absolutnie Boltem Usajnem, nie zasuwam nie wiadomo jak, i nadal mam bęben spory, ale to co wtedy dwa lata temu, wydawało mi się kosmicznym osiągnięciem teraz wywołuje u mnie niedowierzanie. Dokładnie rok temu przebiegłem swoją pierwszą dyszkę na zawodach (to była w ogóle pierwszy raz w życiu taka odległość pokonana „za jednym razem”) przeplataną marszem. Ale ukończyłem. W momencie BPM, czyli braku poprawnego myślenia zapisałem się na Półmaraton Warszawski z myślą, że przecież i tak nie ma takiej opcji abym ja to w ogóle przebiegł, ukończył. Ukończyłem po trzy tygodniowej chorobie w 128 minut. Później był jeszcze jeden półmaraton – o 10 minut szybszy – poniżej 2 godzin! Co uważam za mój ogromny sukces! Podczas pierwszej „połówki” był taki moment w którym pomyślałem o 42 kilometrach. Tak szybko jak pomyślałem, tak szybko wywaliłem to z głowy jako totalnie nie realne. Na drugim półmaratonie…jakoś świtało to w głowie częściej. W tak zwanym między czasie wystartowałem w kilku innych „dyszkach” robiąc życiówkę 53:46. Wiem, że pewnie dla wielu czytających to są śmieszne rezultaty i osiągnięcia, jednak dla mnie mówiły one bardzo dużo. W między czasie, oczywiście za sprawą szurania rzuciłem fajki, po 12 latach palenia! Mojej wadze to nie pomogło, bo przytyłem prawie 11 kilogramów, ale sytuacja już została opanowana.

   Na moim pierwszy blogu, podpisywałem się „przyszły maratończyk”, wywołując u samego siebie uśmiech politowania, ale wiadomo papier (w tym przypadku monitor) przyjmie wszystko. Teraz jestem coraz bliżej poważnego myślenia o tym aby ta nazwa przestała być aktualna, a adres mojego pierwszego bloga znalazł potwierdzenie. Tak spróbuje ukończyć maraton! Ukończyć, biegnąc, i zrobić to w miarę dobrym (śmiech) czasie. Myślę, że jak przepracuję dobrze zimę, a dodatkowo ona nie okaże się bardzo trudna i nie uniemożliwi szurania po Kielcach to powinienem dobiec do mety w miarę żywy w około 4 godziny i 15 minut. Tak bym chciał to zrobić, to stawiam sobie za cel numer dwa. Celem numer jeden jest oczywiście ukończenie maratonu, a cel numer trzy to jego przebiegnięcie, bez przejścia do marszu! W który bieg celuje? W ten 13 kwietnia. Czy będzie to Orlen w Warszawie, czy Maraton w Łodzi. Jeszcze nie wiem…

    Pisząc to co powyżej nadal mam mieszane uczucia, czy nie porywam się z motyką na słońce, czy to nie za szybko na taki dystans. Podchodzę do tego „na luzie i bez napinki” Jak się uda – będzie super, jeśli będzie problem to…maratonów przede mną sporo.

Zapraszam na facebookową szuraniową stronę: www.facebook.com/szuranie

Author: szuracz

Share This Post On

5 komentarzy

  1. Pawle a może Kraków 18 maja jedzie dość liczna grupa z BBM 🙂

    Post a Reply

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.