Mój pierwszy raz:) Dyszka po Łazienkach.
Wstyd się przyznać, ale mimo moich 33 lat nigdy wcześniej (tak mi się przynajmniej wydaje) nie byłem w Łazienkach. I dzisiaj oto się udało. Jak już dotarłem to przeszurałem je na lewo i prawo, w tę i z powrotem.
Spędzam dwa dni na Stadionie Narodowym, poznaję go, bo już niebawem ta wiedza mi się przyda jak mało komu:) Ale tu nie o tym…
Korzystając z pobytu w Warszawie, nie mogłem odmówić sobie poszurania po stolicy. Mieszkam, korzystając z lokalu mojego brata, na Sadybie. Po krótkim rozeznaniu uznałem, że tu słabo jest na szuranie, że chcę Wisły, a przynajmniej innych ciekawych miejsc, których w Warszawie nie brakuje. Wybrałem Łazienki, dojechałem autem zostawiając je gdzieś w pobliżu radiowej Trójki, dla mnie zakochanego w radiu po uszy, miejsca mega magicznego. Tak to co prawda już „nie ta Trójka”, ale zawsze to Trójka. Wygląda o tak:
Tak jak pisałem wcześniej, jakoś tak się złożyło, że mimo tego iż w mieście tym bywałem już „milion” razy, to zazwyczaj jest to temat służbowy, szybki i bez „zwiedzania”. Dlatego też ten najbardziej znany chyba park w Polsce odwiedziłem pierwszy raz w wieku 33 lat. Czy mnie zauroczył? Szczerze…nie bardzo. Może dlatego, że pora roku nie za bardzo właściwa na zachwyty nad przyrodą czy innymi cudami architektury. Co rzuciło mi się w oczy najbardziej, to biegacze. Są wszędzie! Tu widać ogromną różnicę między moimi Kielcami, a Warszawą. U nas o tej porze dnia, można spotkać jedną, dwie, może trzy osoby. Tu biegają może nie tłumy, ale na pewno ogromne ilości osób. Widać wśród nich i niezłych „hardkorów” lecących alejkami pewnie koło 3,5 -4min/km, i takich zwykłych szuraczy jak my:)
Plan, z uwagi na fakt, iż 5 dni miałem odpuszczone przewidywał lekkie 5-6 km. Jednak szkoda mi było tego miejsca, chciałem jeszcze tu zobaczyć, i jeszcze to obejrzeć, i tu wbiec. I tam poszurać. Wyszło w sumie niewiele ponad 10km. Znalazłem podbieg pod Agrykolę (chyba to on), widziałem pawie:), i chyba wszystkie inne ważne rzeczy w Łazienkach. Mam nadzieję, że tak było. A wyglądało to tak:
Podsumowując, było to bardzo fajne wybieganie. Po raz kolejny okazało się, że bieganie może mieć inne fajne zalety. Inne oprócz zwykłej poprawy kondycji, zdrowia czy zrzucania wagi. Można zobaczyć dużo, a jak pokazał dzisiejszy dzień nawet jeszcze więcej niż się zaplanowało.
PS. na koniec co prawda nie o bieganiu, a o czymś co odróżnia Warszawę od Kielc. Nie mówię, że tutaj nie ma tego na trawnikach, pewnie jest i to sporo. Ale ktoś wpadł na pomysł i go realizuje. Z czasem może się udać. W Kielcach też były takie próby, efekt: wszystko pokradzione, poniszczone, a kupy jak były tak są wszędzie. Tutaj proszę, da się:
A tak to wyglądało w Endomondo:
Trackbacks/Pingbacks