Połóweczka w Radomiu

ja_hotW czasie mojej krótkiej biegowej przygody półmaraton przebiegłem tylko raz. Było to w Warszawie, 21,097km poprzedzone było wtedy 3 tygodniowym zmaganiem się z jakimś dziadostwem, antybiotykami i totalną, prawie miesięczną, przerwą w bieganiu. Sam bieg odbywał się w duużym mrozie, ale było zajebiście! Na tyle, że ukończyłem:) Czas 2 godziny i 8 minut był „na wtedy” moim rekordem. Rekordem z którego byłem dumny, choć znajomi moooocno „łamali dwójkę”. Radom miał być inny, chciałem się do niego przygotować lepiej. I tak też to wszystko wyglądało.

Przygotowania nie były oczywiście wzorowe, były takie dni, że ogromnie się nie chciało, były takie gdy odpuściłem. Diety oczywiście też nie trzymałem, a co za tym idzie ze styczniowych planów dotyczących wskazań na wadze nici. Ale szurałem, było tego jak na mnie sporo. Trzy ostatnie miesiące to ponad 100km wybieganych w każdym z nich. Taaaak, wiem wiem, są tacy którzy tyle, albo i więcej biegają tygodniowo. Ale dla mnie taka stówka to było sporo, to średnio ponad 3 km dziennie. Patrząc wstecz, gdy po takich 3 kilometrach dochodziłem do siebie ze trzy dni to sukces!

1 grudnia 2011 pisałem tak:)

Każdy trening to coraz większa przebiegnięta – przemaszerowana odległość – początek 2 km, dzisiaj już 3,7 km. Po pierwszy treningu mega wielkie zakwasy – teraz już nie ma o tym mowy, choć wieczorem po bieganiu nogi są ciężkie.

3,7 km! To było wyzwanie! Czas mija to i szuranie wygląda zupełnie inaczej. 3 kilometry to pikuś! Ale już Półmaraton to już nie taki Pan Pikuś. Bałem się tego biegu, bałem się bo pamiętałem jak walczyłem od 16 kilometra na połówce w Warszawie. Chciałem tego uniknąć. Biegałem sporo, czasami nawet mądrze, próbowałem trzymać się w tej magicznej strefie tętna, rzadko się to udawało, ale próbowałem i sumienie mam w miarę czyste. Przed Półmaratonem w Radomiu bałem się jeszcze upału, przez ostatnie dwa tygodnie temperatura powietrza utrzymywała się na mega wysokim poziomie. Tego się bałem. Upału!

Niedziela, 23 grudnia, godz. 6.00 – wyglądało to zupełnie inaczej. Ogromne czarne chmury, wiatr i deszcz. Albo nawet nie deszcz, tylko wielkie oberwanie chmury. Trwające długo, bardzo długo. Dojeżdżając do Radomia około godz. 8.00 ciężko było wyjść z samochodu na szybką kawkę w „restauracji” na Mc. Lało niemiłosiernie. W środku fajny widok, mimo, że miejsce nie kojarzące się za bardzo ze zdrowym trybem życia, to kolorowo. Mnóstwo kolorowych koszulek, wszyscy w krótkich spodenkach i jeden temat…bieganie i półmaraton. Czy hamburgery były spożywane? Szczerze – nie wiem, ja zadowoliłem się kawą. Ulewa powoli się kończyła, choć padało nadal. Wtedy w mojej głowie pojawiły się pierwsze obawy o bieg. Czy na pewno się odbędzie?

W pobliże startu dotarliśmy o 8.30. Przestało padać. Auto zaparkowane tuż przed biurem zawodów obok wielkiego wesołego i białego busa Biegam Bo Muszę z Kielc. O, i pamiątkowa fota.

IMG_1196

Jeśli dobrze patrzę to nie wszyscy akurat załapali się na tę fotografię. Kielce ogólnie były w Radomiu mocno reprezentowane. Prawie na każdym kroku można było spotkać kogoś znajomego.

Jeszcze fajna sprawa, stawiająca ogromnie pozytywną ocenie dla Radomia. Pamiętacie jak pisałem o „przyjaznej Warszawie”, o TUTAJ, która jak tylko może stara się wyciągnąć każdą złotówkę z biegaczy, m.in. wlepiając totalnie bezmyślnie mandaty za parkowanie. W Radomiu było zupełnie inaczej. Przy hali i stadionie, czyli tuż przy starcie i mecie, obowiązywał zakaz parkowania. Po obu stronach ulicy. Co robiły służby miejskie na dwie godziny przed startem? Zaklejały znaki zakazu folią! Tak zaklejały znaki, dzięki temu biegacze, którzy przyjechali z całej Polski mogli zaparkować spokojnie, bez kombinowania. Nikt nikogo nie zastawił, nie było problemów. Straż miejska i policja kręciła się co jakiś czas i pilnowała aby wszystko było ładnie i grzecznie! Można? MOŻNA! Brawo RADOM! Niech „stolica” się uczy!

IMG_1193

symbolicznie zaklejony znak przez służby miejskie.

Odbiór pakietów przebiegał prawie bez problemów, kolejka – wiadomo, musiała się tworzyć, tuż przy wejściu lista (nie wiem co na to ustawa o danych osobowych :))). Sam pakiet…”na bogato”. Koszulka techniczna, skarpetki, dwie szklanki i informatory o Radomiu, wydarzeniach czerwcowych itp. Porządnie! W kolejce po odbiór numerka startowego dotarła wiadomość o przełożeniu startu o godzinę (czyli jednak). Pojawiły się też plotki o całkowitym odwołaniu biegu… Gdzieś wylała podobno rzeka i trasa jest nie do przebiegnięcia. Później, w okolicach 13 kilometra rzeczywiście było widać, że jeszcze niedawno po drodze płynęło duuuużo wody, a wielkie rozlewiska wody omijaliśmy trawnikiem.  Mimo przełożonego startu o nudzie nie było mowy, obejrzeliśmy Charytatywną Milę, czyli towarzyszący bieg, który także cieszył się sporym powodzeniem zarówno wśród uczestników, jak i widzów (w większości uczestników półmaratonu) którzy prawie w całości wypełnili trybuny pięknego stadionu lekkoatletycznego w Radomiu.

IMG_1200

start Charytatywnej Mili

IMG_1203

wypełnione biegaczami trybuny stadionu

Powolutku udaliśmy się na start, który znajdował się tuż przed halą sportową. Dosłownie 100 metrów od stadionu.

DSC_3872

trzy Pawły z szuranie.pl
od lewej piszący te słowa, w środku Paweł Dudek zwany Sushim i po prawej „nowy” nabytek – Paweł Jakubczyk
PS. kolegi z tyłu w czerwonym nie znam:) wyraźnie próbuje nas naśladować:)))

Ludzi sporo, miejsca zajęte tuż przed balonikami na 2:00. Aaaaa, niech tam. Spróbuję, zobaczymy co z tego wyjdzie. Po wypuszczeniu biało-czerwonych baloników w powietrze, odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego ruszyliśmy!

DSC_3879

Pierwsze metry z górki, ulice jeszcze mokre po niedawnej ulewie, bardzo parno. Ale do przodu. Wiedziałem, że aby złamać te nieszczęsne dwie godziny, choć wcale się na to nie spinałem, trzeba było biec szybciej niż 5:40/km. Tak też ustawiłem sobie Garmina i z założeniem „pilnowania” szurałem kolejne kilometry. Nie wiem skąd się to bierze, ale zawsze na zawodach biegnie mi się szybciej niż na samotnym, wieczornym bieganiu. Adrenalina i wszystko dookoła chyba działa. Pierwsze kilometry szybko jak na mnie, około 5:16. Później delikatnie, świadomie zwolniłem obawiając się zbyt szybkiego zmęczenia i przedobrzenia. Chciałem od początku do końca mieć zadowolenie z tego biegu. 5:30 – 5:40, najwolniejszy miałem 13 kilometr. Ogólnie tamten fragment trasy był jak dla mnie dość nudny, jakieś przemysłowe dzielnice, działki, dziwnie. Na 13 kilometrze zjadłem żel – pierwszy raz w życiu:) Naczytałem się, że „brak prądu”, który przydarzył mi się w Warszawie, mógł być spowodowany zwykłym brakiem energii, którą czasami trzeba uzupełniać. No to uzupełniłem, słodkie pieroństwo popiłem solidnie wodą i w drogę, też w podobnym tempie około 5:40. Cały czas w głowie siedziały te dwie godziny. Niby bez spinania, ale wiedziałem, że na początku nadrobiłem, a teraz w miarę trzymam tempo. Zegarek pokazywał, że jestem półtorej minuty do przodu. Był 16 kilometr. To na tym w Warszawie „odebrało mi nogi”, a tutaj nie jest źle. Nie lecę co prawda jak Kenijczycy, ba nie lecę nawet jak znajomi z Biegam Bo Muszę, którzy wtedy już powoli podnosili ręce na finiszu. Ale lecę swoim w miarę jak na mnie i na odległość, która już za mną dobrym tempem. 17 kilometr mam najszybszy od dawna. 5:27 – chyba było z górki:) Pozostałe w okolicach 5:40. Na 19 kilometrze ostatni raz spojrzałem na Garmina z pytaniem, czy się uda? Miałem wtedy 1:45 biegu, do mety dwa kilometry. Z matematyki noga jestem okrutna, jednak szybko przeliczyłem, podzieliłem, dodałem i odjąłem – wyszło, że chyba dam radę – jeśli nic się dalej nie spierdzieli! Siły miałem jeszcze na tyle, że przyspieszyłem, 21 kilometr najszybciej od 13 km (nie licząc tej górki). Końcówa to finisz poniżej 5 minut!!! Czas według zegarka 1:58:20 !!! Według oficjalnych wyników o dwie sekundy lepszy! UDAŁO SIĘ!!! Jestę półmaratończykę :)))

DSC_3911

DSC_3914

DSC_3925

Przebiegłem cały dystans, nawet na sekundę się nie zatrzymałem. Teraz patrząc z perspektywy czasu, oczywiście wydaje mi się, że tu albo tu mogłem zachować się inaczej. Można było przyspieszyć, tu można nie trzeba było wlatywać w wodę:), tu nie przybijać piątek z dzieciakami. Nie biec tyłem do kamery, albo nie tańczyć przy „Ona tańczy dla mnie:)) ” Pewnie z minutę by się uzbierało… Ale naprawdę bawiłem się tym biegiem znakomicie! Odczucia mam tylko i wyłącznie pozytywne. Ogromną robotę robiły dzieciaki. Masa dzieciaków ustawionych przy trasie, wszyscy ubrani jednakowo – w granatowe koszulki. Śpiewały piosenki, przyśpiewki, rymowanki. Grali na różnych instrumentach, a jak już brakowało wspólnych pomysłów to motywowali, tak jak im się wydawało najlepiej. Długo zapamiętam słowa wypowiadane przez jednego z chłopców, który biegł ze mną kilkadziesiąt metrów i zdartym głosem krzyczał, że jestem najlepszy, że już wygrałem, a jak wytrzymam jeszcze trochę to będę człowiekiem z żelaza i że jest dumny, że choć przez chwilę może ze mną pobiec. Kurde, dawało to takiego kopa, że aż trudno mi to opisać!!! Dzieciaki były najfajniejszą częścią tego biegu! Nie mogłem nie przybijać im piątek, wyciągając łapki tego chciały i szczerze w dupie mam tę minutę, czy dwie które dzięki temu być może straciłem. Po zdjęciach widzę, że nie tylko ja tak robiłem. To cieszy! Poniżej Damian i Bartek.

1053348_389871794463422_778043520_o

fot: Monika Chruściel

1009426_389872394463362_1424922018_o

fot: Monika Chruściel

Z pozytywnych rzeczy, to chyba wszystko, naprawdę jestem MEGA zadowolony. Na milion procent wrócę do Radomia za rok. Oczywiście nie byłbym sobą, gdyby wszystko było super. Nawet jak jest najpiękniej na świcie to u mnie coś się musi spierd..ić. Pisałem wcześniej, że nie radzę sobie z…sutkami:) Za nic na świecie nie mogę tak się okleić, aby nie zgubić plastrów po kilku kilometrach. Dostałem propozycję od BBMów aby posmarować się wazeliną, nawet już byłem tego bliski… zrezygnowałem jednak na rzecz super, hiper, sport extreme plaster 2000, czy jakoś tak. Ogólnie pani w aptece zapewniała, że szook, masakra i kosmos. Nie ma chu… nie odklei się. Nigdy. Delikatnie, starannie zakleiłem co trzeba tuż przed startem. Na 4 km zgubiłem pierwszy plaster, na 5 km drugi…  Na 19 kilometrze zobaczyłem, że moja koszulka już nie jest zielona (czy tam żółta) tylko mocno czerwona. Cały przód miałem we krwi… Na ostatnim „wodopoju” wylałem na siebie kilka kubków po to aby na mecie wyglądać „jako tako”. Piekło niemiłosiernie. Nadal nie mam na to pomysłu. Co z tym zrobić. Chyba się będę oklejał jakimś bandażem, czy pieron wie…

A dodatkowo jeszcze załatwiłem paznokieć:) Mam takie koślawe kulosy, że drugiego palca mam najdłuższego ze wszystkich, zawsze coś tam zawadzał, ale nigdy aż tak. Wszystko wygląda na to (a wygląda słabo:), że pożegnam się z paznokciem… To chyba efekt wbiegania w wodę, mokrych butów, skarpet itd. Tak mi się wydaje, że mu to nie pomogło…:)

Aaaale, odrośnie! Cycki już nie bolą! Zadowolenie jest nadal ogromne!

Dziękuje wszystkim za wspaniałą atmosferę, za dodawanie otuchy w czasie biegu, BBMowiczom, Adasiowi z Polonii Warszawa (mocno się zdziwiłem, że przybiegłeś za mną), Tomkowi Pawluskowi za donoszenie wody i wspieranie na trasie. Poznanemu po drodze „puncherowi”, który długo biegł ze mną na „dwie godziny” – chyba jakiś znany w Radomiu wieeeelki facet, walczący. Dużo ludzi go znało…takich ludzi, których ja chyba do końca spotkać w nocy bym nie chciał:) I wszystkim innym, którzy stworzyli ogromnie fajne święto biegania w Radomiu!

Gratulacje też dla Bartka, który przebiegł swój pierwszy w życiu bieg. Bieg przedszkolaka! Miał fantastycznych kibiców – musiało się udać!

1040221_389841764466425_496706672_o

a na koniec fajny film zrobiony przez Przemka. Polecam w HD:)

Author: szuracz

Share This Post On

7 komentarzy

  1. też mam ten sam problem z sutkami, na takim dystansie trzeba coś z tym zrobić, bo krew się leje :] moje plastry też nie wytrzymały ale tym razem obyło się bez krwi, tzn. nie czułem bo adrenalina była i koszulka czerwona – oficjalna z Radomia. Gratuluję czasu poniżej 2h 🙂

    Post a Reply
  2. Ja o plastrach zapomniałem – rano miałem w piwnicy kryty basen po wspomnianej ulewie 😉 więc w ramach rozgrzewki wylewanie wody :D. Cały czas biegłem z pacemakerem na 2 godziny, odwalił kawał dobrej roboty, mówił kiedy zwolnić, kiedy można przyspieszyć, można było spokojnie porozmawiać a na koniec motywował że już niedaleko i będzie szkoda jak zabraknie kilku sekund do złamania 2h, Mój czas netto 1:59:19 czyli minutę za Tobą ;). Cieszę się że podobało się w Radomiu i wierzę że gdyby nie ta ulewa byłoby jeszcze lepiej (chociaż dzięki niej warunki były wręcz idealne). A tereny ok 13 kilometra to tereny lotniska i jednostki wojskowej. Widać było budowę terminala radomskiego lotniska cywilnego.

    Post a Reply
  3. Dzięki Paweł. mamy bardzo podobne spostrzeżenia co do biegu i oby takich wspólnych biegów było jak najwięcej. Ale żeby Ci nie słodzić, to spinaj się i szykuj na MARATON!!!;)Powodzenia i do zobaczenia na biegach!

    Post a Reply
  4. Gratuluję!
    Ja doleciałem do mety całe 8 minut za Tobą…
    Może kiedyś i ja złamię 2h 🙂

    Post a Reply
  5. Na sutki pomaga ciasniejsza koszulka 🙂 Ze zdjecia widze, ze biegasz w luznej. Material skacze wtedy w gore i w dol z kazdym krokiem i obciera… Na pierwszym maratonie tez sie tak zalatwilem 🙂 Odkad biegam w bardziej przylegajacych nic zlego sie nie dzieje 🙂

    Post a Reply
    • Pawle: Potwierdzam słowa Darka: Twoja koszulka skacze sobie bardzo luźno. Miałem podobny problem z obtarciami na treningach: do 10-12 km nie było żadnych problemów, a potem zaczerwienienia, szczypanie i….sam zresztą wiesz. Po zmianie koszulki na nieco bardziej przylegającą: jest zdecydowanie lepiej.
      Filmik zrobiony przez Przemka świetny: polecam wszystkim obejrzenie do końca – zrobione „z jajem” 🙂
      Widzę, że jesteś na liście do półmaratonu w Skarżysku-Kam, więc może życiówka??

      Post a Reply
  6. Rysieeek!!!
    cały bus ludzi… kawał drogi za Kielcami, a wszyscy trzeźwi
    jeśli to nie fotomontaż to świat się kończy…

    Post a Reply

Skomentuj Darek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.