[Sylwia] Palant
Przyznaję, bez bicia, że ukończenie Maratonu Lubelskiego przepełniło mnie wielką dumą. Ale zrobiło się coś jeszcze – na jakiś czas odrzuciło mnie od biegania dość znacznie. Przez pierwszy tydzień na widok człowieka biegnącego miałam odruch wymiotny. Póżniej skupiłam się na moich odlatujących paznokciach. Odleciały 4 . W tym te największe (od Jakubów;)), a największe liczą się podwójnie. Było to dla mnie lekką traumą.
Odleciały na ziemi Chorwackiej – i tam pozostały;).
Do tego stopnia miałam dość biegania, że moje najki, które zabrałam na wakacje do Chorwacki, przeleżały w kamperze cały wyjazd. A pięknych okolic do biegania nie brakowało;). Podjęłam nawet na dwa dni decyzję, iż swoje szuranie ograniczę do startów w maratonach i półmaratonach. Bo cała ta otoczka zawodów dobrze na mnie działa;). A jak biegam sama to po 6 km już mi się nudzi;).
Aż tu nagle koleżanka zaproponowała mi udział w grze w PALANTA. Poszłam. No i tam nie ma pedziowania!!! Na boisku się ciśnie pędem dzikim aż do kija:) (tym bardziej jak się zasad do końca nie zna). Mile widziane także darcie japy podczas biegu. I tak sobie pobiegałam sprintem – i nic. Cudownie. Więc poszłam wczoraj na drugi trening. I lecę, pędzę…i jak mnie nie sieknie w udzie! W udzie wysoko…Ból przepotężny…Próbowałam rozciągać, ale myślałam, że szczeznę.
A w tego palanta to ciężko przestać grać, nawet jak boli. Więc grałam dalej, aż mi obie nóżki odjęło;). Z boiska więc zaszłam krokiem człowieka „skradającego się”. Do volverona ledwo co wlazłam…
A dziś wymyśliłam WIERSZ:
Czy pędzisz, czy szurasz
Masz palancie uraz.
27 lipca 2013
bo palant to palant..!
28 lipca 2013
Ty…Buziakowiec! zapraszam na trening:)
19 sierpnia 2013
Podziwiam wielce, dla mnie ta gra jest zrozumiała mniej więcej tak samo jak krykiet.