Wąwolnickie wąwozy ku pamięci…
W niedzielę odbył się w Lublinie Bieg Ku Pamięci Tomka Kowalskiego i Macieja Berbeki. I wzięłam w nim udział. Nie jestem znawcą tematu, ani zdobywcą szczytów, ale bardzo mnie poruszyła Ich tragedia… Na fali tych wydarzeń obejrzałam film „Czekając na Joe” (reż. Kevin Macdonald), który wiele mi uświadomił…
Bieg odbył się nie w Lublinie, tylko w Wąwolnicy. Ja – szuraczka – miałam przyjemność zabrać swoim wypasionym volvo 850 troje BIEGŁYCH:) Rozsądek podpowiadał, że będzie ciężko. Ale go ignorowałam;) Pogoda była przepiękna! Oczywiście – jak na zimę;). Biało, rześko, słońce. I świetna ekipa do biegania:).
Po krótkotrwałym zamotaniu w Wąwolnicy (ja się gubię wynosząc śmieci nawet;)) dotarliśmy na miejsce spotkania. Ale to była trasa! Szacun dla Tomka Rakowskiego!:) Sama bym NIGDY się nie porwała na coś takiego. Miejscami śniegu było po kolana. Nierówno na potęgę i naprawdę musieliśmy biec ostrożnie coby sobie pęciny nie popsuć. Leżałam z 7 razy ciesząc się przy tym niemiłosiernie. Był taki teleturniej prowadzony przez Kazimierę Szczukę – „Najsłabsze ogniwo”. No to ja zdecydowanie nim byłam, co mnie absolutnie nie dziwi, bo biegli ze mną naprawdę BIEGLI. Tyle, ze Kazimiera była bezlitosna dla najsłabszego ogniwa i czyniła mu cięte riposty, a ja biegnąc otrzymywałam wielkie wsparcie…i cukierki.
Oczywiście miałam uderzenia gorąca, zdjęłam czapkę i rękawiczki i trzymałam je w rękach, ale po jakimś czasie stały się ZA CIĘŻKIE. Więc postanowiłam je…UKRYĆ! Zakopałam w śniegu odzież i wymyśliłam, ze zabiorę ją wracając. Na szczęście czujny kolega spytał co ja robię, po czym uświadomił mnie, ze nie wracamy tą drogą. Hmm…Pozostawię mój pomysł bez komentarza.
Łącznie przebiegliśmy ok. 13, 2 kilometra. To mój najdłuższy jak dotąd dystans. Kolana bolą – obydwa… Ale było warto! Mam nadzieję, że moja „lekka” narracja nikogo nie urazi. To wszak był Bieg Pamięci. Ale coś mi podpowiada, że Ci Ludzie – którzy zginęli robiąc to co kochają najbardziej na świecie – mieli duży dystans do świata . Może nawet widzieli „z góry” mój niezbyt udolny bieg i uśmiechnęli się przez chwilę.
Wyglądało to tak: 🙂
18 marca 2013
W ramach zgłębiania tematyki górskiej. Polecam książkę „Wszystko za Everest” – Jon Krakauer. Mocna pozycja, która wiele mówi o „tych” ludziach.
18 marca 2013
kapolo – dzięki! Na pewno przeczytam!