Boję się Radomia…
cze18

Boję się Radomia…

5 dni pozostało do Półmaratonu Radomskiego Czerwca. W najbliższą niedzielę będę walczył po raz drugi w swoim życiu na dystansie 21,097 km. Przyznam się bez bicia, że mam przed nim większe obawy niż przed moim debiutem na tym dystansie. Start, czy samo zapisanie się na Półmaraton Warszawski był efektem klasycznego BPM czyli braku poprawnego myślenia. Było – minęło, przebiegło się jakoś i prawie zapomniało. Prawie, robi sporą w tym wypadku różnicę. Otóż coś tam z tej Warszawy jednak pamiętam, przypominam sobie przede wszystkim mocne choróbsko, które mnie rozłożyło na prawie trzy tygodnie przed startem. Trzy tygodnie bez szurania. Pamiętam super pierwsze 12 km i kryzys od 17km… Pamiętam, że było mi cholernie zimno na mecie i zamarzały mi getry oraz pamiętam mega wielką radość po jej przekroczeniu! I ta radość właśnie spowodowała, że już w momencie zakładania na szyję medalu, wiedziałem, że CHCE JESZCZE. Mimo wszystko, że kilka kilometrów wcześniej, na Moście Poniatowskiego, odchodziłem od zmysłów, a przekleństwa jakie kierowałem w swoim kierunku nie nadają się nawet na tego bloga:) No i poszło, miały być Katowice i tamtejsza Silesia, ale drogo, zatem padło na Radom. Blisko, tanio, pierwsza taka impreza w Radomiu, sporo znajomych – super. Choróbsko (tfuuu tfuuu) póki co żadne mnie nie ściga, choć w domu miałem mały szpital i trzy kobietki z którymi zamieszkuje smarkały i kichały zdrowo (raczej nie zdrowo) przez ponad ostatni tydzień. To ja się obroniłem. Szuranie uskuteczniam regularnie, nawet w poprzednim tygodniu malutki rekord odległości osiągnąłem:) To czego się boję? Tak ogólnie mam obawy, przede wszystkim oczywiście związane z odległością, a największe z pogodą. Z upałem konkretnie. Chyba nie ma nikogo – przynajmniej nie znam, kto znosił by wysokie temperatury w sposób należyty. Też mam z tym problem, a wizja dwugodzinnego biegu w 30 stopniowym upale, po asfalcie trochę mnie przeraża. Wiem co trzeba robić, pić, pić i pić. Nie można dopuścić do tego aby się odwodnić, ale to tylko gadanie. Jasne, że będziemy pili, mam nadzieję,  że organizatorzy zadbają może o jakieś kurtyny wodne, a może o taki coś jak na fotce? 🙂 Było by miło! Tak, upału się boję najbardziej. W ostatnią niedzielę, wyszedłem biegać w dzień, specjalnie aby sprawdzić się w takiej temperaturze, trasę ustawiłem tak aby po 6 km być ponownie obok auta, w którym zostawiłem picie, wodę do lania po głowie… (mądrze nie?:) I powiem Wam, że gdyby nie to, nie było by opcji abym przebiegł coś więcej. Taki upał to dla mnie MA SA KRA! Ale daaaamy radę! Nie spinam się na żadną życiówkę i tym podobne tematy. Ma być fajnie i wesoło. Na liście startowej widzę już ponad 1000 osób i mnóstwo ludzi z Kielc....

Read More
20 dni do Radomia…
cze03

20 dni do Radomia…

Ale ten czas biegnie (nie szura, tylko biegnie) okropnie szybko. Pamiętam moment, kiedy dzieliłem się tutaj nie do końca przemyślanym czynem:) Czyli zapisaniem się na Półmaraton Warszawski. Biegowo byłem wtedy w „czarnej dupce” i samo zapisanie się na taki bieg było wariactwem. Miesiące jednak minęły, oczywiście szybko, trzy tygodnie przed samym startem chorowałem i nie biegałem, ale udało się! Czas…czas pomińmy. Ukończyłem! Do tej pory to mój największy wyczyn, z którego jestem dumny bardzo. Kończąc PMW myślałem „nigdy więcej”, ale tuż za metą, po odebraniu medalu wiedziałem, że chcę „jeszcze”. Był pomysł z Sielsią, ostatecznie upadł z powodu przede wszystkim wysokości wpisowego. Celem ostatecznym okazał się Radom, a tam I Półmaraton Radomskiego Czerwca’76. Patrząc na listę startową widzę ponad 800 zapisanych osób, to zwiastuje fajną zabawę:) Na liście jest masa ludzi z Kielc, znajomych, mniej znajomych – to tym bardziej przekonuje mnie, że może być fajnie. Szuranie.pl będzie reprezentowane przez dwóch Pawłów. Ja i nie ja:)  Nie stawiam sobie żadnych oficjalnych celów przed tym startem, nie dlatego, żeby się asekurować w razie niepowodzenia. Tak po prostu, nie mam żadnej spinki na coś konkretnego. Przed PMW miałem, chciałem przede wszystkim ukończyć, ale też zrobić to poniżej dwóch godzin. Ostatecznie złapałem paskudne choróbsko, myślałem o zrezygnowaniu, ale ostatecznie pobiegłem…powyżej dwóch godzin. Dlatego teraz pewnie, że super by było jakby się udało złamać te 120 minut, ale jak się nie uda – trudno. Jeszcze przyjdzie taki dzień:) Nie korzystam z żadnego specjalnego planu, biegam tyle ile mogę. Tyle na ile mam sił, tyle na ile pozwala mi czas. Dwa ostatnie miesiące to miesiące rekordowe jeśli chodzi o moje odległości. W kwietniu 102, w maju 105 km! Wiem, że dla wielu z Was to odległości śmieszne – ale mnie cieszą! Mam nadzieję, że będzie mi dane w czerwcu zrobić więcej. Co do samego biegu mam kilka obaw – pierwsza to pogoda. Mega słabo się czuje (pewnie zresztą jak większość) w dużym upale. A to będzie 23 czerwca, czyli było nie było – prażyć może zacnie. Chyba najwyższa pora pomyśleć o jakiejś czapce na mój wielki łeb:) Zawsze ich unikałem, bo ciężko o taki rozmiar, ale perspektywa ponad dwóch godzin w pełnym słońcu i wysiłku trochę mnie w stronę nakrycia głowy skłania. Obawiam się też zmęczeniowej niedyspozycji w związku z moimi obowiązkami na Stadionie Narodowym. Dzień przed biegiem będę dawał głos przy Paulu McCartneyu. Skończymy pewnie mega późno w nocy. Wracać do Kielc koło 4 w nocy, by za dwie godziny wyjechać do Radomia? Czy zostać w Warszawie, przespać się trzy godziny i ruszyć na południe…? Kurcze nie wiem jak to zrobić? Logistyka muszę zatrudnić chyba:) I jeszcze słówko o szuraniu. Chwaliłem się już, że...

Read More
Misja ukończona!
mar25

Misja ukończona!

Kilka miesięcy temu rozpocząłem Misję Połówka. Taka robocza nazwa wymyślonego na szybko i bez odpowiedniego przemyślenia ukończenia Półmaratonu Warszawskiego. Planowałem przebiec i…przebiegłem! A działo się tyle, że nawet nie wiem od czego zacząć. No bo to, że się udało widać już po tytule. A jak było? Jednym słowem WSPANIALE, a o szczegółach poniżej. W Warszawie pojawiłem się już w piątek, popracowałem trochę przy jakże wspaniałym meczu Polska – Ukraina. Było minęło – nie ma co wracać:) Z San Marino będzie lepiej, ostatni mecz z nimi (też prowadziłem) wygraliśmy 10:0 – może będzie podobnie. Oby! W sobotę odebrałem pakiet startowy w Pałacu Kultury i już tam można było czuć coś wyjątkowego co unosiło się nad głowami ludzi trzymających w rękach czarne reklamówki z białymi paskami. Miłość do biegania! Odbiór pakietów i sprawdzenie chipów odbył się bez żadnych problemów. Bez kolejek i niespodzianek. Zapomniałem zabrać ze sobą dokumentów i obawiałem się, że czeka mnie wycieczka na Sadybę – jednak Pani uwierzyła na słowo, że Jańczyk to Jańczyk czyli ja:) Uff… Sobotni wieczór to makaronowa kolacja + kino. Było miło. Wieczorem przygotowałem wszystkie ciuchy, przypiąłem numer i spać około 23.00. Usnąć łatwo nie było, nie ma co ukrywać – denerwowałem się ogromnie. Mówiąc w bardziej młodzieżowym języku spękany byłem mocno:) Czego się bałem? Nie wiem, niewiedza o tym jak to wygląda najbardziej mnie przerażała. Nigdy wcześniej nie przebiegłem „ciągiem” ponad 20 km. Nigdy nie byłem na tak dużej imprezie biegowej. No i od trzech tygodni zmagałem się z chorobą, antybiotyki i totalny brak ruchu pewności siebie mi nie dodawał. Bałem się i już! Budzik zadzwonił o godzinie 7.00. Przysnąłem jeszcze 25 minut i ociężale zwlokłem się z łóżka. Łatwo nie było. Za oknem też nie było niczego co mogło by nastrój poprawić. Zachmurzone niebo, padający śnieg i temperatura…-8 stopni. Nie zachęcało! W związku z tym, że nie znam Warszawy, a jechałem sam i obawiałem się problemów z zaparkowaniem auta, a co za tym idzie ze zbyt dużą odległością od samochodu do startu. Nie chciałem zmarznąć poprostu. Wymyśliłem sobie, że pojadę dużo wcześniej i przeczekam w aucie do startu. Tak też zrobiłem, z domu wyszedłem o 8.00. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o chipie, który ostatecznie wylądował przywiązany sznurówkami do buta. Ubrałem się ciepło, koszulka termiczna z długim rękawem, na to techniczny t-shirt i cienka bluza z długim rękawem. Buff na szyję i drugi na głowę, na to czapka w barwach Korony:) Kilkanaście minut później zameldowałem się w pobliżu Mostu Poniatowskiego, miejscówkę znalazłem świetną – kilka minut później już nie osiągalną dla pragnących znaleźć miejsce parkingowe. Do strefy startu około 300 metrów. Pozostało 1,5 godziny… Szybko jednak upłynęło, a jeszcze szybciej napływał kolorowy...

Read More
To będzie bolało!
mar21

To będzie bolało!

Trzy dni pozostały do startu w PMW. Tak jak pisałem wcześniej okres bezpośrednio przed startem nie powinien wyglądać tak jak wygląda u mnie. Siły wyższe, a może i własna głupota spowodowały, że przeziębienie, gorączka, łóżko, w końcu antybiotyki itd uniemożliwiły właściwe przygotowanie do startu. Gdzieś tam z tyłu głowy pojawiała się myśl, czy aby nie zrezygnować, jednak tak bardzo chcę to ukończyć, że ta opcja tak szybko jak się pojawiła tak szybko zniknęła z głowy. Wielkie, mocarstwowe momentami plany o złamaniu dwóch godzin najwyższa pora porzucić na dobre. Dopisałem się oczywiście do „autobusu jadącego na 2:00” o TUTAJ, no bo jakby mogło być inaczej. Co więcej nie wysiadam z niego do momentu gdy autobus okaże się na tyle mocny, że nie będę w stanie utrzymać ich tempa. Liczę się z tym i jestem więcej niż przekonany, że tak będzie. No chyba, że siły jakieś kosmiczne zstąpią na mnie i uda się utrzymać to co planowane jest w linkowanym wyżej poście. Miałem podobną sytuację już na Biegu Mikołajkowym, gdzie marzyłem o złamaniu godziny na 10km. Było to dużo bliżej w moich wyobrażeniach niż 21 km, jednak treningi i czasy na nich osiągane nie wskazywały na to. Bieg jednak był zupełnie inną historią niż treningi. Tempo jak na mnie kosmiczne:) Na treningach okolice 6:00/km, na biegu pierwsze 3 km niewiele ponad 5:00, reszta odrobinę wolniej, jednak żaden km powyżej 6:00! Czas końcowy 57:45. Było to w grudniu, zimę – nie licząc ostatnich dwóch/trzech tygodni przepracowałem nieźle. Zgubiłem 7 kilogramów (choć do zgubienia pozostało jeszcze sporo). Czy to wszystko, plus bez wątpienia super atmosfera i endorfiny unoszące się w powietrzu pozwolą nogom nieść się bez opamiętania? Oby tak było – choć jestem myślącym człowiekiem (czasami) i wiem, że będzie trudno. Nie mam w sobie jakiejś wielkiej spinki na ten wynik, bo po pierwsze – nie zacząłem biegać aby bić rekordy i komukolwiek, cokolwiek udowadniać. Tym bardziej, że wynik 2:00 w półmaratonie nie jest czymś co moim znajomym (biegającym) imponuje. Wręcz przeciwnie:) To był raczej mój cel. Po drugie zamierzam się w niedzielę dobrze bawić, przebiec całość bez wielkich kryzysów i nawet jak ukończę w 2:40 to też będę zadowolony. Na pewno dam stówkę zaangażowania, nie będzie robienia lipki:) Do stolicy wybieram się już w piątek, gdzie popracuje trochę:) na Stadionie Narodowym przy okazji meczu z Ukrainą, w sobotę odbiorę pakiet startowy i w spokoju poczekam na niedzielę. Może zahaczę w między czasie o Kielce? Jeszcze nie wiem. Sam bieg zamierzam rozpocząć spokojnie, poszukam zajęcy na 2:00, wsiądę do tego autobusu i…zobaczymy co będzie dalej. Oby tylko nie padało! Bo to, że będzie poniżej zera akurat absolutnie mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Najlepiej...

Read More
Rozgrzewka z Timex’em
mar19

Rozgrzewka z Timex’em

Jak wiecie w najbliższą niedziele kończymy oficjalnie pierwszą Misję Połówka. Szuranie.pl będzie miało reprezentanta w Półmaratonie Warszawskim, na jakieś piorunujące wyniki i zaskakujące miejsca oczywiście nie liczę, a samą imprezę traktuję przygodowo z nastawieniem na fajną zabawę i ukończenie jej w zdrowiu. Tak w zdrowiu i ogólnym zadowoleniu przede wszystkim. Aby tak było, mimo tego co wygadywałem jakiś czas temu w pewnej telewizji (o TUTAJ), przyłączę się z wielką chęcią do wspólnej rozgrzewki przed biegiem. Zawsze tak jakoś jest, że to co samemu wydaje się głupie i bezsensowne, robione w grupie wydaje się nie najgorsze. Tym bardziej, jeśli „szeryfem” jest ktoś, kto coś tam w życiu przebiegł…:) Rozgrzewkę organizuje Timex. Poprowadzi ją trener biegaczy amatorów – Mateusz Jasiński. – Rozgrzewka stanowi jeden z elementów, które przyśpieszają wdrażanie organizmu do pracy fizycznej. Polega ona na poprzedzeniu właściwego wysiłku krótkotrwałą pracą mięśniową, która natężeniem i charakterem jest zbliżona do mającego nastąpić wydatku energetycznego. Po rozgrzewce nasz organizm pracuje efektywniej – serce bije szybciej i wydajniej, w płucach wzrasta pobór tlenu, zwiększając jego transport do pracujących mięśni, co w efekcie generuje większą moc. Rozgrzewka przygotowuje nas do zaplanowanego wysiłku i zapobiega kontuzjom, mówi Mateusz Jasiński, biegacz, trener i popularyzator zdrowego stylu życia. Timex to wiodący producent zegarków wysokiej jakości. W 1986 r. Timex Ironman Triathlon był pierwszym zaawansowanym zegarkiem sportowym wprowadzonym na rynek. Szybko stał się najchętniej kupowanym zegarkiem sportowym na świecie i od dwóch dekad pozostaje na pierwszym miejscu w tej kategorii. Zegarki Ironman cieszą się popularnością zarówno wśród sportowców amatorów, jak i zawodowców. Od roku 2005 Timex jest Oficjalnym Sponsorem Pomiaru Czasu Maratonu Warszawskiego.  – Zaangażowanie w sport doskonale wpisuje się w naszą strategię promocji aktywnego stylu życia, a dobra marka Maratonu Warszawskiego gwarantuje powodzenie naszego wspólnego przedsięwzięcia. W ramach współpracy w tym roku organizujemy rozgrzewkę dla wszystkich osób zainteresowanych dbałością o swoją kondycję oraz mądrym treningiem” – mówi Paweł Sawicki z firmy Timex Group Polska. Prowadzący rozgrzewkę – Mateusz Jasiński to aktywny biegacz, osoba popularyzująca bieganie jako styl życia (facebook.com/mateuszjasinskibieganie), trener biegaczy amatorów, korporacyjnych grup sportowych oraz celebrytów. Na co dzień prowadzi serwisy o zdrowym trybie życia takie jak treningbiegacza.pl i run-log.com. Bloger portalu Na Temat. Serwis treningbiegacza.pl jest Partnerem Medialnym  8. Półmaratonu...

Read More
Chory, chorszy…półmaraton.
mar15

Chory, chorszy…półmaraton.

Trochę więcej niż tydzień pozostał do końca mojej „Misji Połówka” czyli przygotowań do startu w Półmaratonie Warszawskim. 24 marca godzina ZERO. Start. Misja Połówka niestety rozwalona została całkowicie wszelkimi gównami, wirusami i innymi bakteriami latającymi w powietrzu. W momencie kiedy powinienem osiągać maksymalną formę jestem w delikatnej dupce… Przeziębienie ciągnące się za mną od dwóch tygodni skutecznie oddala ode mnie marzenia o zrealizowaniu celów przedstawionych na początku Misji Połówka. Jakoś nie widzę siebie biegnącego po 5.30 przez 21 km… Dochodzę jednak do wniosku, że nie czas będzie w tym wszystkim najważniejszy, a zabawa i „wspólne tworzenie historii”. W biegu ma wystartować 13.000 osób! KOSMOS. Dlatego, pieprzyć cele:), ma być fun i dobra zabawa! I tak mam nadzieję, że będzie. Póki co, dzisiaj wreszcie oddałem się w ręce klubowych fachowców od przygotowania fizycznego i zdrowotnego. Zaczynam trzy dniową kurację antybiotykową, w poniedziałek nawadnianie przy pomocy kroplówki i podobno mam być zdrowy jak dąb. Oby!  Choróbsko skutecznie zniszczyło mi plan przygotowań, dwa tygodnie grypy i przebiegnięte tylko niewiele ponad 20 km… W pół miesiąca! Wyszedłem dwa razy jak wróciła wiosna, dzień po dniu. Raz z moim kolegą Bamboshem przeżyłem świetne wieczorne bieganie. Tutaj muszę zdjąć czapkę i ukłonić się w pas, bo Piotr zwany Bamboshem jest jedną z tych osób, które jako ostatnie podejrzewałbym o to, że zacznie szurać. A tym czasem, facet waży 67 kilo i zapieprza jak mały samochodzik. Wali kilosy, aż miło! Super. Liczę, że kiedyś jeszcze zabierze balast w mojej postaci na wieczorne wybieganie:) Oprócz dwóch wspomnianych wyjść, nie mogłem sobie odmówić także poszurania po plaży przy okazji wizyty w Gdańsku. Przy okazji uzbierałem sporo muszelek dla moich dziewczyn. To chyba mnie załatwiło na amen. Dobieg do plaży to około 2 km, zdążyłem się delikatnie rozgrzać, na plaży skłony:) po muszelki, kilkanaście minut bez ruchu, zaczęło być zimno. I wtedy dopadło mnie choróbsko – tak myślę. A wiaaaaało okrutnie. Było kilka minut po 7.00 rano, na termometrze -6. Ale pięknie! Nie biegałem nigdy po plaży w samotności. Super!  Odliczam dni do końca choroby i Misji...

Read More