Organizatorzy biegów lecą na kasę!

Przeglądając „najpopularniejszy serwis społecznościowy” trafiłem na jednej z biegowych grup, jednej z największych w kraju, na dyskusję. Dyskusja zapoczątkowana przez administratora tejże grupy.

(pisownia oryginalna)

Chciałem pobiec jutro w Biegu Powstania Wielkopolskiego. Nie zapisałem się wcześniej. To miał być bieg – chwila decyzji. I…okazało się że to 10 km kosztuje…100zł. Nie! Krzyknąłem. Zwariowali. Za medal, koszulkę i możliwość pobiegania po ulicach każą mi zapłacić 100 zł? NIE! Ja tyle nie zapłacę. Gdzie jest granica komercjalizacji?

i się zaczęło.

Kilkadziesiąt komentarzy, sporo popierających pana Administratora… ja byłem po tej drugiej stronie, może dlatego, że jak najbardziej rozumiem i wręcz pochwalam takie zachowanie organizatorów. Internetowa anonimowość i +10 do odwagi zza klawiatury pozwoliło wielu użytkownikom na wyrażenie swojego zdania, jakże mylnego w moim mniemaniu i nie mającego nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Ale od początku.

Jak tłumaczył w komentarzach Admin, „to była decyzja chwili” aby zapisać się na ten bieg . Znalazłem regulamin tego biegu, a tam wszystko czarno na białym. Ostatni dzień zapisów 10 grudnia, w dniu zawodów (27 grudnia) możliwość dopisania – cena 100zł. W pierwszym terminie, miesiąc temu – 50 zł. PIĘĆDZIESIĄT ZŁOTYCH!

Postanowiłem napisać o tym kilka słów bo mam ogromną przyjemność być organizatorem imprez biegowych, największych w regionie, który zamieszkuje. Działam w stowarzyszeniu, które jest organizacją nonprofit, nie pobieram, ani ja, ani nikt z pozostałych członków stowarzyszenia nawet złotówki wynagrodzenia, ale też absolutnie nie uważam, że wszyscy tak mają robić. Wręcz przeciwnie, my akurat możemy sobie na to pozwolić aby cały dochód stowarzyszenia był przeznaczany na działalność statutową, ale jeśli ktoś ma inną wolę i chce traktować organizację imprez biegowych jako sposób na biznesowe życie to co w tym złego? A jednak…

To tylko jeden z wielu podobnych komentarzy.

Mam w związku z tym apel do wszystkich podobnie myślących, podobno w kraju ciężko o dobrą pracę, zarobki są słabe – weźcie się wszyscy, albo przynajmniej część z tak piszących do roboty, do organizacji biegów. To przecież taka łatwa kasa, wprost leży na ulicy.

Panie Januszu i inni podobnie myślący, organizacja biegu, nawet takiego na 10 km to kilka miesięcy pracy. Trzeba znaleźć sponsorów, bo mimo, że ktoś też gdzieś napisał, że to co ze sponsorów to do kieszeni to jakaś totalna bzdura. Nie znam budżetu imprezy o której tutaj mowa, ale można się spodziewać, że trzeba było zamówić medale (dużo wcześniej, pewnie jakieś 2-3 miesiące przed imprezą) już wtedy określić ilość sztuk, zapłacić zaliczkę albo i całość, zamówić koszulki (jeśli były), zrobić plan organizacji ruchu – to kilkanaście stron, mapy i inne z pozoru bzdurne rzeczy, ale niezwykle ważne. Jeśli organizator nie ma nikogo swojego kto potrafi to zrobić to przygotowanie takiego planu kosztuje kupę kasy, a potrzebne jest na uzyskanie pozytywnej opinii od zarządcy drogi, policji i tym podobnych instytucji bez których można tylko pomarzyć o takiej organizacji.

Przez te kilka miesięcy trzeba było się spotkać kilkanaście razy w godzinach urzędowych z różnymi instytucjami. Na miejscu biegu pewnie była spora ilość zabezpieczenia medycznego, były napoje na mecie, a może i gdzieś w połowie, pewnie było nagłośnienie, być może prowadzący/spiker i DJ. Pewnie były płotki zabezpieczające, toalety. Był elektorniczny pomiar czasu. Ktoś wszystko musiał wcześniej rozłożyć, później złożyć i posprzątać. Na opłaconej witrynie internetowej umieszczonej na płatnym serwerze, ktoś przygotował informacje, grafiki, plakaty, a po imprezie wstawił wyniki. Ba pewnie przed biegiem też gdzieś plakaty wisiały w mieście, może były wykupione płatne reklamy w social mediach. Kilka dni po biegu ktoś podrukował (albo zrobił np. z medali) pamiątkowe gifty i znowu w godzinach w których my wszyscy zazwyczaj siedzimy w pracy poszedł z tym wszystkim do urzędów, instytucji i sponsorów aby podziękować za to, że byli i odrazu zapowiedzieć się, że będziemy za rok – a może i szybciej. Przecież to wszystko kosztuje! Oprócz pieniędzy to także czasu, który często jest ciężki to wycenienia. Czy Pan Panie Januszu i inni podobnie myślący uważacie, że to jest nic? Że za tyle rzeczy nie należy się komukolwiek cokolwiek? Tak? To sami się za to weźcie! Powodzenia! A jak nie to nie wypisujcie takich bzdur bo białka się ścinają od czytania podobnych pierdół!

Za chwilę wytłumaczę skąd się biorą wyższe ceny wraz ze zbliżającym się terminem biegu, ale też totalnie nie rozumiem oburzenia, że cena za dany bieg jest za wysoka. Każdy świadczący jakąkolwiek usługę, każdy kto sprzedaje cokolwiek, oferują jakąś rozrywkę innej osobie ma święte prawa podać taką cenę jaka mu pasuje. To, brzydko nazywając – klient, weryfikuje czy podana przez „sprzedawcę” cena jest wysoka czy odpowiednia. W przypadku tego biegu zweryfikował moim zdaniem pozytywnie. Na liście startowej prawie 1500 osób. Nieźle.

Równie dobrze mógłbym napisać i uskarżać się, że Ferrari to skandal, że chcą zarobić tylko no i mają drogie auta, a przecież do tego samego służy stary Peżot, też się przejedzie z miejsca A do B, a nawet wygodniej Peżotem o wyborze koloru innego niż czerwony czy żółty nie wspominając:) Można pisać do producentów whisky za kilka tysięcy za butelkę, obrażać ich że chcą się dorobić na smakoszach, a przecież w Żabce mamy zwykłego czerwonego Jaśka za 40 kilka złotych. No skandal!

Żeby pobiec maraton w Nowym Yorku trzeba wydać ponad 1000 zł na wpisowe, pokonać 250.000 osób w losowaniu, zapłacić pierdyliard złotówek na transport, hotel itd. Aby pobiec w UTMB trzeba liczyć się z wydatkami rzędu kilku tysięcy złotych na wpisowe, obowiązkowe wyposażenie i pobyt na miejscu, liczyć na farta w losowaniu i dodatkowo uganiać się po innych biegach zbierając punkty, które do losowania Cię dopuszczą, co tylko powiększa cały budżet. Mimo to dziesiątki tysięcy osób rok do roku ściskają kciuki i marzą o obiegnięciu Mount Blanc w zorganizowanym biegu. A przecież mogą to zrobić przez ponad 340 innych dni w roku. Za darmo. Runmagedony kosztują kilka stówek, aby zrobić całą serię w roku trzeba wydać naprawdę dużo. Narzekają na brak miejsc? No raczej nie. Jest popyt to naprawdę się nie ma co dziwić, że jest jak jest. Jeśli 100 zł za bieg na 10 km to dużo (żeby nie było, też nie uważam, że to mało – ale też nie użalam się i nie powoduje jako admin dużej biegowej grupy na której jest kilkanaście/dziesiąt tysięcy osób wielkiej gównoburzy) to po prostu tam nie startuje. Czytam w komentarzach gdzie „duch sportu”, gdzie „dbanie organizatorów o zdrowie” itd, to zwyczajnie mnie zalewa. Bieganie w biegach masowych na szczęście nie jest jeszcze obowiązkiem ustawowym, nikt nikogo do niczego nie zmusza, nie trzeba płacić 100zł za start w biegu. Można w każdy dzień, o każdej porze dnia założyć buty (nie daj Bóg za drogie, od zdzierców), i pójść pobiegać. Po ulicy, po lesie, po stadionie – wszędzie można, to nie jest zabronione. A nawet jeśli to nie wybór biegów w kraju jest ogromna, są biegi darmowe, są takie za 10 zł, a są i za 500zł czy nawet droższe.

A skąd to całe zamieszanie? Facet chciał się zapisać w dniu biegu, oburzony, że cena to 100zł. To nic dziwnego. Wysoka cena w dniu biegu, lub zwiększająca się wraz z przybliżającą się datą biegu to nie chęć większego zarobku organizatora, to pewnego rodzaju zapora mająca zachęcić biegaczy do wcześniejszego zapisywania się na dany bieg. Dlaczego? Tak jak pisałem wcześniej, mnóstwo rzeczy organizator musi wykonać wcześniej, a jeśli nie ma wsparcia gwarantującego budżet (np. duży sponsor) to tylko w taki sposób jest w stanie zrobić cokolwiek. Trzeba zamówić medale i zapłacić za nie określając ich liczbę, podobnie z koszulkami oraz pomiarem czasu i produkcją numerów startowych. Trzeba zamówić wodę i jedzenie, której ilość także jest uzależniona od liczby biegaczy. Im wcześniej organizator będzie wiedział ile osób się zapisze tym łatwiej jest cokolwiek zorganizować, a zmobilizować ludzi do wcześniejszych zapisów można tylko w taki sposób – kasą za wpisowe. Jeśli ktoś wpadł na pomysł aby zapisać się w ostatniej chwili – to oczywiście ma taką możliwość, za 100zł. I proszę nie winić organizatorów za to, że tak robią. Gwarantuje swoją głową, albo i ręką, że gdyby takiego zapisu i zmiennych cen nie było, to 80% zapisało by się w ostatnim tygodniu przed biegiem, ale wtedy to jest nie do zorganizowania. Według autora tego wątku nawet lepiej by było, aby zapisów nie było w ogóle w dniu biegu, niż miały by być za 100zł. No ciężko aż dyskutować z tym…pies ogrodnika, ja nie zapłacę, nie pobiegnę, to inni też niech nie biegną.

I jeszcze jedno, na konkretnym przykładzie potwierdzającym to co napisałem wyżej. Ostatni sieBIEGA Półmaraton Kielecki. Pierwszy termin – 40 zł, dzień biegu 130 zł. W pierwszym terminie zapisało się 60-70% osób, w dniu biegu 5. albo 6. osób. Czy to oznacza, że organizator jest naciągaczem nastawionym na kasę, bo wpisowe dla gapowiczów było wysokie? No chyba nie.

Bieganie miało być frajdą i radością, imprezy biegowe to świetna okazja do rywalizacji, ale też do spotkań z innymi ludźmi. Można pobijać swoje życiówki, a można też traktować je jako np. okazję do biegowej turystyki. Ok, jest to płatna przyjemność, ale też to  jest to przyjemność dobrowolna, nie przymusowa. Marzy mi się aby zniknęło wszelkiej maści krytykanctwo wszystkiego wokół, a najbardziej krytyka totalnie niezasłużona i bzdurna. Marzy mi się aby zaprzestano krytykować za tego typu bzdury organizatorów, którzy w naprawdę wielkiej liczbie są zapaleńcami poświęcającymi swój prywatny czas, a często i pieniądze na to aby w danej okolicy, regionie coś biegowego się działo. Marzy mi się aby taki Pan Janusz przyszedł kiedyś do stowarzyszenie w jego mieście przed dużym biegiem i powiedział „Hej, może coś pomóc?”. Na szczęście jest sporo takich osób, ale jak widać są też Janusze…

edit: i jeszcze jedno. W przyszłym roku w Polsce grać będzie Metallica. Byłem na ich koncercie chyba 10 razy, tym razem mnie tam zabraknie. Wiecie dlaczego? Bo nie stać mnie było na bilet, są cholernie drogie, a raczej były. No właśnie, gdybym jeszcze widział, że ktoś dowalił cenę z kosmosu i nie ma chętnych, to można by marudzić, że organizator kretyn. Ale bilety na ten koncert sprzedały się w kilka godzin, to z czym ja mam dyskutować. Mam się wściekać na organizatora, że za drogie bilety? On jest pewnie wściekły, że nie zrobił ich o dwie stówki droższych bo i tak by się sprzedały. Biznes…

KONIEC:)

a co u mnie? Bo „chwilę” mnie nie było…wracam po kilku miesiącach do szurania, jest cel. Końcówka kwietnia, góry, troszkę kilometrów do zrobienia. Zapisałem się. Zapłaciłem 100 zł 🙂

 

Author: szuracz

Share This Post On

5 komentarzy

  1. sięBiega Kielce to zapisało się tyle osób, bo 40 zł było tylko przez 3 dni!!! a po nim to 2-3 miesiące 60 zł, i nikt nie miał pretensji o 130 zł w dniu zawodów. Ale każdy zauważy że tu coś nie tak…. koszty kosztami ale 3 dni to skandal, diabeł tkwi w szczegółach, mogę mnożyć przykłady na obronę każdej ze stron, a rozpisywanie się o jednym przykładzie jest głupotą, bo nie zawsze może świadczyć o całości problemu

    Post a Reply
    • dlaczego skandal? Tak jak pisałem, bieganie to nie obowiązek a dobrowolny wybór

      Post a Reply
  2. Ja to tylko bym chciała, alby przy kontuzji i w przypadku choroby można było pakiety przepisać. Często nie uwzględnia się tej możliwości w regulaminach.

    Post a Reply
  3. Coraz częściej organizatorzy wykorzystują, że bieganie teraz jest modne i to że tak wielu jest zapalonych miłośników biegania. Niestety takie akcje mogą zniechęcieć wiele osób do biegania.

    Post a Reply

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.