[Tomek] Jak omal nie padłem z wrażenia…

tomek_headJezu, ale mi się nie chciało iść dzisiaj biegać. Z dobrą godzinę walczyłem sam ze sobą, żeby ruszyć tyłek na zewnątrz. W końcu się udało i… Jak zwykle – szybko okazało się, jak bardzo później bym żałował, gdybym tego nie zrobił.

Niby byłem wypoczęty, bo po pracy zrobiłem sobie krótką, wręcz ledwo zauważalną – no bo czym są trzy godziny wobec wieczności – drzemkę.

Potem jednak człowiek się obudził, stwierdził, że tu go boli ręka od przygniata jej 80-kilogramowym klockiem, tam cierpią mięśnie od gry w squasha (i to wiecie gdzie? w lewym półdupku!). Na dodatek osoba jeszcze pomyślała, żeby wyjść na balkon i od razu przywitało ją dość srogie powietrze. No i chmury, tak, dużo chmur. Może padać. I ciemno już, też źle, bo w końcu człowiek ślepy bez wspomagaczy szklanych.

Jak widzicie – wszystko było przeciwko mnie.

Nie było wyjścia, musiałem użyć motywatora ostatecznego. Wskoczyłem na wagę, krótka myśl „ty grubasie” i już za chwilę szykowałem się do wyjścia.

To działa. Zawsze.

Ale nie to było dzisiaj najpiękniejsze. Wystarczyło bowiem, że przebiegłem kilkaset metrów i na trasie serdecznie pozdrowił mnie inny biegacz. Niby nic niezwykłego, a ja mało nie padłem z wrażenia.

Dziarskim krokiem, wcale nie wolnym, lecz dynamicznym i pewnym, podążał człowiek dojrzały, tak na moje oko ponad 70-letni.

Wtedy już wiedziałem, że to musi być dobry trening.

I rzeczywiście – w mój organizm wkroczyły nowe siły, dzięki którym pokonałem dystans znacznie dłuższy, niż pierwotnie planowałem. Skoro taki facet tak zapiernicza, chce mu się i nie marudzi, to jak ja mogę stękać i odpuszczać?

To byłaby porażka. Owszem, ona w sport jest wkalkulowana, ale tylko z innym przeciwnikiem. Porażka z samym z sobą nie wchodzi w grę – do niej dopuścić nie można nigdy!

Życie bywa jednak niesamowite. Wiele już miałem takich sytuacji, gdy w sumie coś błahego, zwykłego, można by rzecz przypadkowego, oddziaływało na mnie nadzwyczajnie. I szczerze mówiąc, nie chce mi się wierzyć, że to jednak przypadek.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w bieganiu, w sporcie ogółem, najważniejsza jest motywacja. Wszystkie inne przeszkody – poza groźnymi kontuzjami rzecz jasna – można pokonać, przezwyciężyć. Czasami przebiega to wolno, zawsze stopniowo, ale jednak idzie do przodu, we właściwym kierunku.

Motywacja to jednak coś tak okrutnego, co może dopaść człowieka zawsze. Ja biegać uwielbiam, co jednak – jak widać – nie oznacza, że zawsze na bieganie mam ochotę. Ot, taki paradoks.

Zazwyczaj jednak jest tak, że najtrudniej wyjść z domu. Potem cała niechęć mija, a na twarzy szybko pojawia się uśmiech.

Każdy z Was musi znaleźć swój sposób na automotywację. Nie liczcie w tym przypadku na innych. Mnie nikt do sportu nie wyganiał, nie zachęcał. Wręcz przeciwnie, jeśli już coś na ten temat słyszałem, to co najwyżej że jestem głupi, iż chce mi się biegać w taką pogodę.

Jest taki profil na Facebooku, dosadny i wulgarny, ale zacytować muszę go dosłownie: „Rusz dupę gruba świnio”. Niektórzy mogą się o to obrazić, zniechęcić, lecz ja akurat mam przeciwnie –zazwyczaj dosadne, uzasadnione słowo dobrze na mnie działa. Grunt, żeby każdy z nas umiał sobie to powiedzieć. W końcu na samego siebie focha trudno złapać 🙂

Chciałbym na koniec pozdrowić kolegę Michała Siejaka, który stwierdził, że z niecierpliwością czeka na mój kolejny wpis. Zawsze zazdrościłem takim jak on! Gość, który pochłania trzy razy więcej jedzenia niż ja (widziałem nie raz), jest ode mnie pięć razy szczuplejszy. Cóż, niektórzy się z tym rodzą, inni muszą wkładać Asicsy i pokonywać kolejne kilometry 🙂

Zachęcam Was do startu w biegu dla Bartka na 5 km! Mnie niestety wtedy nie będzie w Kielcach i bardzo żałuję, bo miałem wielką ochotę pobiec. Mam jednak nadzieję, że jakaś okazja się jeszcze nadarzy.

Kolejny trening w piątek, potem dopiero w poniedziałek/wtorek. W weekend czeka mnie wyjazd do stolicy, ale postaram się choć w zastępstwie trochę poskakać przy dźwiękach The Offspring czy Cypress Hill 🙂

Stadion Narodowy, Orange Warsaw Festival – tym razem do zobaczenia tam!

Author: szuracz

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.