Wielki pech Piotrka, a ja na bieżni…
sty31

Wielki pech Piotrka, a ja na bieżni…

Niestety początek tego wpisu nie będzie należał do wesołych. Trzy dni temu witałem oficjalnie, ciesząc się ogromnie, Piotrka z Wrocławia. Miło było mi niezmiernie, że do ekipy (jednoosobowej póki co) dołącza ciekawy człowiek z drugiego końca Polski. Jednak życie pisze różne scenariusze, czasami niestety nie są one zbyt pozytywne, a główny ich bohater też czasami obrywa. Tak stało się tym razem. Piotrek pisze: Niestety, czeka mnie długa przerwa w bieganiu. Skręcone kolano, zerwane więzadło poboczne. Punkcja, zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch. Orteza i kule ortopedyczne. Zakaz biegania przez 8-10 tygodni. Myślałem że będę pisał o kolejnych wyszuranych kilometrach a tu niestety porażka na całego. Coż, powrót pewnie dopiero na wiosnę i wszystko od nowa. Ciężko będzie. Okazało się niestety, że tym razem powiedzenie „sport to zdrowie” delikatnie mówiąc się nie sprawdziło. Jak to się stało? Piotrek pisze dalej: Stało się to podczas poniedziałkowego, wieczornego biegania. Chodniki generalnie już były czyste od śniegu. Chciałem zrobić taka male pętlę (12 km). Jak już prawie kończyłem (11 km), przeskoczyłem kałuże ale za nią było trochę resztek lodu. Lewa noga tak mi odjechała i coś lekko chrupnęło w kolanie. Dobiegłem do końca ale czułem ból w kolanie. W nocy ból i pieczenie po wewnętrznej stronie. Okłady z lodu lekko ból zmniejszyły. Do pracy jakoś dotarłem ale noga puchła mi z godziny na godzinę i o 14 tej pojechałem do szpitala na SOR. Tam zrobili mi rtg, usg i punkcje. Rozpoznanie: skręcenie i naderwanie w obrębie (strzałkowego) (piszczelowego) więzadła pobocznego kolana.Orteza i kule ortopedyczne przez minimum 3 tygodnie. Zakaz biegania przez 8-10 tygodni. Za 3 tygodnie kontrolna wizyta u ortopedy. Do tego biorę zastrzyki w brzuch (clexane) zapobiegające zakrzepom oraz leki przeciwbólowe. I tak na dzień dzisiejszy kończy się (ale tylko na „chwile”) moja przygoda z szuraniem. W każdym razie nie poddaje się i na wiosnę wracam do gry 😉 Trzymaj się Piotrek dzielnie. Szybkiego powrotu do zdrowia! I pamiętaj, że Szuranie.pl czeka na Ciebie! A oto Piotr i jego dwie nowe laski…:) Tyle smutnych informacji, jeśli chodzi o normalny raport biegowy dorzucam od siebie zrobione tylko 5 km. Ponieważ chodniki są okropnie jeszcze zaśnieżone, mokre i często nie równo oblodzone, w lesie leży ciapa po kostki wybrałem bieżnie elektryczną w klubowej siłowni. Umordowałem się nieziemsko, duszno, twardo i nudno przeokropnie. Podziwiam szczerze ludzi, którzy potrafią na takim czymś biegać dłużej. Ja wytrzymałem 30 minut. Dramat!!! Ale robi się ładniej, mam nadzieję, że już w sobotę będzie się dało normalnie szurać po dworze!  ...

Read More
O krosie po Białogonie i kretyńskim kierowcy autobusu nr 28
sty28

O krosie po Białogonie i kretyńskim kierowcy autobusu nr 28

Tydzień się opieprzałem. Noo 6 dni. Przyznaję się bez bicia, że ilość śniegu oraz sposób odśnieżania chodników skutecznie odwiodły mnie od szurania po sięgającej kostek brei. Tym bardziej, że moje szurańcze obuwie zaliczane jest raczej do lekkich letnich, niż zimowych. W niedzielę, wyruszyłem jednak na podbój Białogońskich tras. Wyszedłem trochę za późno, bo grubo po 14.00. Planowałem wrócić ulicą, a że nie posiadam niestety żadnych świecących elektrycznie cudeniek, dlatego musiałem zaplanować szybko trasę tak, aby na mecie być jeszcze przez zapadnięciem zmroku. Trasa początkowo biegła znanymi mi już ścieżkami, Janów, Dobromyśl, dawny zbiornik wodny w Białogonie, następnie w lewo przed stadionem Polonii Białogon. Tam właśnie tydzień temu pomyliłem trasę i dotarłem w czarną…dziurę. Tym razem skręciłem odpowiednio w prawo za lasem. Droga fatalna, zryta przez jakieś kombajny czy inne usrojstwa ciągnące wielgachne bale ściętego chyba niedawno drzewa. Ogólnie dramat wielki, zastanawiałem się nawet już czy nie zawrócić, bo noga co trochę uciekała i bałem się, że nie skończy się to dobrze. Jakoś jednak przetrwałem, siła biegowa zrobiona przy tym znakomicie. Sporo 50 – 80 metrowych podbiegów. Ogólnie – trudno, ale fajnie:) Może to już masochizm, ale przecież cały czas asfalty to była by, jak to mówią moje dzieci, nuuuda:) Powrót tak jak planowałem właśnie asfaltem, i tu muszę przyznać, że kierowcy w 90% zachowują się super. Podobnie jak przy jeździe rowerem, nie biegnę po krawężniku, czy tuż przy nim. Staram się utrzymać kilkanaście/dziesiąt centymetrów odległości, aby wymóc właśnie na kierowcy przynajmniej zwolnienie i wyminięcie mnie większym łukiem. Tak tak było i tym razem do pewnego momentu. Przebiegając przez wiadukt (brak chodników i pobocza) mając odgarnięty śnieg po lewej stronie zauważyłem autobus MZK jadący z naprzeciwka. Na milion procent nie jechał przepisowe 50kmh. Było dużo dużo więcej, mimo, że zbliżał się coraz bardziej nie myślał zwolnić. Minął mnie dosłownie o centymetry (nie miałem gdzie uciec, bo to wiadukt) przejeżdżając prawie po moich palcach. Nie zwolnił nawet na sekundę i nie wykonał najmniejszego ruchu kierownicą. NIC. KRETYN I DEBIL. Nie zapamiętałem niestety bocznego numeru. Dodam tylko, że było widno, padał śnieg jednak było wszystko widać dokładnie. Dodatkowo mam bardzo jaskrawą niebieską bluzę. Musiałem być widoczny. Tyle się mówi o tym, że piesi są najczęstszymi ofiarami wypadków, że są nieostrożni, często pijani, źle oznaczeni itd. Tymczasem wydawało by się fachowiec, zawodowiec wielkim autobusem mógł zakończyć mój żywot. Ale oczywiście to wielkie panisko w wielkim wozie jest panem szosy. DEBIL I PROSTAK! Tyle w tym temacie. Dalej delikatnie poddenerwowany poszurałem w kierunku mety. Padający coraz gęstszy śnieg na pewno tego nie ułatwiał, ale się udało. W sumie 10,57 km w 1:07:00 w trakcie przedzierania się przez zawalone leśne ścieżki królował dziś...

Read More
Dzieńdobry – tu Piotr!
sty28

Dzieńdobry – tu Piotr!

Szuracze! Miło mi poinformować, że do ekipy szuranie.pl dołączył nowy człowiek. Piotr z Wrocławia również, za pośrednictwem najbardziej szurającej strony świata będzie dzielił się z Wami swoimi zmaganiami z pokonywaniem kolejnych kilometrów! Poniżej jego pierwszy wpis. Czekamy na kolejne, które będą dostępne także w górnym menu w kategorii Wasze blogi. Zapraszamy też kolejnych blogaczy – szuraczy! Pozdrawiam Paweł. Witajcie, Jestem Piotrek, w tym roku strzeli mi czterdziecha, kilka miesięcy temu postanowiłem, że najwyższa pora aby poprawić swoją kondycję. Wciągnąłem się w bieganie, hmm może szuranie rzeczywiście brzmi lepiej:) Kilkanaście lat pracy z klawiaturą komputera to żadna aktywność, więc zabrałem się za szuranie właśnie. Kiedyś, „w młodych latach” ruch był na porządku dziennym. Jak u większości zresztą. A tu niestety latka lecą, a my nie młodniejemy:) Zacząłem równo z początkiem roku szkolnego (wrzesień 2012), wcześniej oczywiście zaopatrzyłem się w odpowiedni sprzęt (buty, ciuchy, zegarek z pulsometrem). Początek oczywiście masakra! 1400 metrów po bieżni szkolnego boiska z tętnem prawie 200. Miałem ciemne plamy przed oczami:) Mimo, że wcześniej szalałem w okresach zimowych na snowboardzie, a latem wędrowałem po tatrach, to kondycji w bieganiu nie miałem niestety kompletnie. Do tego waga… 92 kilogramy przy 176 cm wzrostu nie była ułatwieniem. Postanowiłem jednak się nie poddać i…udało się. Co prawda cały październik pauzowałem bo nadwyrężyłem troszkę więzadła poboczne, ale wróciłem:) Z kilometra na kilometr poprawiam czasy i biegam dalej:) Biegam, szuram dla poprawienia swojej kondycji i naprawdę daje mi to ogromna frajdę. Wybrałem świetną trasę we Wrocławiu, nad Odrą i tak się wszystko zaczęło. Zacząłem stawiać sobie kolejne cele, a marzeniem było przebiec 10 km w czasie jednego treningu do końca roku. Udało się to nawet wcześniej! Udało się coś jeszcze, zaraziłem do biegania dwóch kolegów i jak tylko czas pozwala biegamy razem oczywiście z aplikacją Endomondo w tle:) Aktualnie moje dystanse wyglądają różnie, od 6 do nawet 18 km. Udało nam się nawet raz zaliczyć 20km! Zmęczenie po tej dwudziestce było ogromne, energetycznie zjechałem. Śniadanie zjadłem zdecydowanie za słabe, dochodziłem do siebie ponad godzinę w domu. W czasie biegu już od 17 km czułem drętwienie w palcach rąk, ból w kolanach też mocno dawał się we znaki. Później jeszcze straciłem paznokieć (okazało się, że za mocno naciągniętą miałem skarpetkę), ale mimo wszystko warto było tak dać sobie w tyłek. Dużo mnie ten bieg nauczył! Satysfakcja pozostała ogromna do dzisiaj, mimo czasu 2:03:34. Teraz za cel postawiłem sobie złamanie dwóch godzin 🙂 Tak jak napisał Paweł „BPM” czyli Brak Poprawnego Myślenia bardzo się przydaje:). Człowiek stawia sobie coś za cel i później to realizuje mimo przeciwności losu i własnej kondycji:) Po sylwestrze spędzonym w NOT-cie (nocne oglądanie telewizji) rzuciłem moim kolegom wyzwanie: 2013...

Read More
Siła w komórce – aplikacje RunStastic
sty22

Siła w komórce – aplikacje RunStastic

Nie wiem jak Wy, ale ja za nic w świecie nie mogłem zmusić się do chociażby prostych ćwiczeń, które można by wykonywać samemu w domu. A nawet jeśli udało się to zrobić raz, to zazwyczaj na tym razie się kończyło. Wymówek było sporo, nie chce się, nudne, brak motywacji itp. Jedyne ćwiczenie, które zajęło mi dłużej była sławna „szóstka Weidera”, choć tam też długo nie wytrzymałem – chyba do 27 dnia. Jako „miłośnik” wszelkiego rodzaju „gadżeciarstwa” i nowinek wszelakich trafiłem ostatnio na aplikacje z serii Runstastic. Domowe pompki, brzuszki i przysiady nabrały zupełnie innego wymiaru… Runstastic w wielkim skrócie to aplikacje pomagające w ruchu. Pod marką Runstastic kryją się i te podobne do znanych wszystkich Endomondo, Runkeeper – czyli pomagające w bieganiu, chodzeniu, jeżdżeniu na rowerze. Trasa, km, czas, itd itd. Czyli tak naprawdę to co wszyscy znamy. Oraz te które zainteresowały mnie najbardziej. Runstastic PushUps PRO Runstastic SitUps PRO Runstastic Squats PRO Runstastic PullUps PRO – z tej nie korzystałem Zamysł ogólnie jest bardzo prosty, jednak wykonanie i atrakcyjność aplikacji zachwycająca. Runstastic wykorzystuje właściwości czujnika zbliżeniowego (pompki), lub żyroskopu (przysiady i brzuszki). Przy robieniu pompek telefon musi leżeć płasko na ziemi, odhaczamy kolejne powtórzenia zbliżeniem do niego naszego ciała, najczęściej twarzy – choć pomysłów jest sporo:) Przy brzuszkach i przysiadach telefon należy trzymać przed sobą, odpowiednie ruchy telefonu w pionie zaliczają ćwiczenia. Wszystko naprawdę działa prawie bez problemowo, czasami mogą drażnić tylko nie zaliczone pompki (jeśli się nie zrobi ich odpowiednio głęboko) – ale w końcu robimy je dla siebie, a nie dla urządzenia:) Całą zabawę uzupełniają programy, które możemy (nie musimy) wykonywać wedle zaleceń aplikacji. Jesteśmy „cienkimi bolkami”, którzy mają problem ze zrobieniem kilku pompek? Proszę bardzo. Zaczynamy od poziomu 1. Po kolei dzień po dniu, robimy ugięć ramion więcej i więcej. Pod koniec poziomu przychodzi czas na test. Zaliczamy? To idziemy dalej. Nie powtarzamy ostatnie ćwiczenie, lub cofamy się o jeden poziom. Podobnie z brzuszkami i przysiadami. Każdorazowo dostajemy informację ile powtórzeń już zrobiliśmy, ile nam jeszcze zostało, jaki jest nasz dotychczasowy rekord, ile czasu nam to zajmuje oraz ile (orientacyjnie) spalamy w tym czasie kalorii. Można oczywiście ustawić przypomnienia, które każdego dnia o zadanej godzinie będą do skutku przypominały nam o kolejnych seriach ćwiczeń. Uruchamiając aplikacje zakładamy konto (lub rejestrujemy się wykorzystując Facebooka), dzięki temu mamy mamy dostęp w swoim profilu na stronie www.runtastic.com do najprzeróżniejszych statystyk  Poruszanie się po serwisie jest bardzo intuicyjne i po kilkunastu minutach jesteśmy w stanie zobaczyć sobie wszystko co nas interesuje. Dodatkowo, jak widać na ostatniej grafice element rywalizacji pomiędzy znajomymi i tymi prawdziwymi „terminatorami” też jest. Aplikacje Runstastic są dostępne na urządzenia z obgryzionym jabłkiem oraz na te z Androidem....

Read More
Udany weekend
sty21

Udany weekend

To był bardzo udany i bardzo aktywny weekend. Dwa wybiegania, jedno krótsze, ale intensywne, drugie dłuższe choć miało być jeszcze dłuższe:) Sobota w towarzystwie, czyli krótko i troszkę wolniej niż mogło by być samemu. Postanowiłem wykorzystać to na zrobienie kilku szybszych przebieżek. Po mojemu szybsze znaczą takie, które dochodzą do 3:50-4:00 na km. To moje tak na oko 90% mocy, szczególnie na takim podłożu jakie mamy. Zupełnie nie potrafię sobie takiej prędkości wyobrazić na dłuższym fragmencie, a przecież są ludzie którzy utrzymują takie, a nawet dużo wyższe tempo przez 42 km… KOSMOS! No i takimi krótkimi zrywami, mocnym podbiegiem pod górę obok Kadzielni upłynęło ponad 6 km. Auto zaparkowałem przy samym basenie, dlatego po skończonym biegu prosto na pływalnię. Tam sauna, pływanie, sauna i sauna. Cudownie. Niedziela to według mojego planu dłuższe wybiegania. Wskazówki pokazywały 12 km, jednak w sobotę wieczorem rozrysowałem sobie piękną trasę od Zalesia, przez Karczówkę (dookoła wzgórza) i powrót do mety – w sumie 15 km. I taki plan był realizowany do około 5 km. Gdzieś kurcza fel źle skręciłem, pokićkałem ścieżki i wylądowałem w czarnej dziurze:) A dokładnie w środku lasu, mapa niby pokazywała tam ścieżkę, a nawet ulicę z nazwą – jednak zupełnie nie przypominało to niczego. Szybki rzut oka na googlowe mapy utwierdził mnie w przekonaniu, ze dosyć mocno zboczyłem z zaplanowanej trasy i pobiegłem totalnie nie w tę stronę. Trudno – wracam. I przez wielkie śniegi po których przede mną biegały chyba tylko zwierzęta – baaaardzo dużo zwierząt, doczłapałem do Pietraszek, dalej obok stadionu Polonii Białogon, koło nowego kościoła i asfaltem do mety. Asfaltem, a nie polami tak jak w tamtą stronę, gdyż po polach i jedynej ścieżce postanowił pojeździć sobie jakiś miłośnik quadów czy innych pojazdów 4×4. Dzięki temu po ścieżce ciężko jest iść, nie mówiąc już o szuraniu. W sumie wyszło ponad 12,66 km w czasie 1:22:46. Mniej niż zakładałem, ale w planie się zmieściłem. Godzinkę później znowu basen i trzy 15 minutowe wizyty w saunie. Wieczorem kilka sesji z Runstastikiem, pompki, brzuchy i przysiady. Te aplikacje to oddzielny świetny temat, kiedyś o tym napisze bo naprawdę...

Read More