Czy maraton powyżej 4h się liczy?
lip29

Czy maraton powyżej 4h się liczy?

Ciekawa dyskusja. Czy maraton powinien być zarezerwowany dla najlepszych? Moim zdaniem TAK. Co to oznacza? Z pragmatycznego punktu widzienia start amatora w zawodach rangi mistrzoskiej jest bez sensu. To tak gdyby do Ligi Mistrzów dostał się zespół złożony z bankowców, piekarzy itd. Mecze bez znaczenia, bez stawki. Nikt, kto codziennie pracuje nie ma szans wygrać. Zawodowcy, których jedynym celem w ciągu dnia jest poprawa swoich rezultatów zostawią w tyle nawet najbardziej ambitnego amatora. Jeżeli mówimy, że wysokie limity czasowe są dewaluacją maratonu i obniżają jego rangę, oznacza to, że każdy kto skończy maraton w czasie dłuższym niż 2h 30min już się do tego przyczynia. Bo jaka jest różnica dla zawodowca jeżeli facet za nim przybiegnie półtorej, dwie czy dwie i pół godziny później? I tak już zdąży zjeść, wziąć prysznic i  przymieżyć się do samochodu. Pewnie nawet nie patrzy na tych co kończą na 3.30. Kto ustalił, że akurat 4 godziny to ta granica przyzwoitości? 3.59 to jest gość, a 4.01 to biedny pozer ryzykujący zdrowiem? Jeżeli chcemy aby maraton był tylko dla najszybszych to limit 4h będzie ich obrażał. 3h już prędziej ale najepiej 2h 30min. Później dobiegają tylko amatorzy… Pięknym aspektem pracy tam gdzie pracuje są zagraniczne delegacje. W maju byłem służbowo na targach w Bilbao. Miasto rozbiegane i to dosłownie. Targi odbywały się w centrum miasta, blisko bulwaru nad rzeką. Stoisko mieliśmy blisko szklanej ściany. W momentach gdzie nie było ruchu można było zaobserwować setki biegaczy o każdej poże dnia. Niesamowite. Kiedy wieczorem wybiegałem czułem się jak na zawodach. Wszędzie otaczali mnie biegacze. W Bilbao mam kolegę. Mówi on, że bieganie jest tak bardzo popularne, że mało kto nie bierze udziału w przynajmniej półmaratonie. Lepsi biorą się za triatlon. W Bilbao byłem 3 dni. W tym czasie nie widziałem NAWET JEDNEJ osoby która miła problemy z wagą. Właśnie wróciłem z Hiszpanii, innego zdecydowanie mniej rozbieganego miejsca i tak dobrze już nie jest. Jeżel rozmawiamy o rozwoju biegania w Polsce to trzeba zdefiniować możliwości. Idziemy w stronę jakości czy masowości? Zależy nam na jak najlepszych wynikach czy dużej ilości biegaczy? Moim zdaniem niższe limity startowe miałyby kolosalny wpływ na popularyzację biegania w Polsce. W jednym momencie zrezygnowalibyśmy z najsilniejszej motywacji do biegania – zawodów. Kto raz ruszył na trasę w zawodwach, będzie chciał zrobić jeszcze raz. To uczucie kiedy dobiega się do mety daje takiego kopa, że kilka m-cy później dalej biega się na tej endorfinie. Że bardziej komercyjne? Organizatorzy więcej zarobią na wpisowych? Co w tym złego? Mój rekord w maratonie to 4.16 osiągnięty w Dębnie w tym roku. Wracałem z maratonu zdruzgotany, liczyłem że złamię 4h. Kryzys + skurcze = dodatkowe 18min do czasu… Powróćmy...

Read More
[PawełII] Czy wszyscy musimy być maratończykami?
lip21

[PawełII] Czy wszyscy musimy być maratończykami?

Czy bieganie maratonu dłużej niż cztery godziny – w przypadku kobiet i biegaczy powyżej pięćdziesiątki (strzelam) cztery i pół godziny – ma sens? Nasz Naczelny w poprzednim poście poruszył temat swojego rodzaju dyskryminacji biegaczy o mniejszych ambicjach. Obierając osobiście jeden z komentarzy na Twarzaku spłodził bardzo piękny, emocjonalny tekst w obronie uciśnionych. I super. Ponieważ kij został wbity, ja go przekręcę i mocniej zamieszam w mrowisku. Weźmy pod rozwagę sprawę limitu czasu biegu maratońskiego. Zdewaluowana wartość wyczynu, jakim jest przebiegnięcie maratonu, Konsekwencje zdrowotne osób bez odpowiedniego przygotowania, będących w długotrwałym wysiłku, Logistyczny aspekt czyli miejscowego sparaliżowania ruchu w mieście, Dlaczego organizatorzy największych biegów z chęcią ustalają limit 6,5godz? W obecnych czasach maraton może przebiec niemal każdy po zaledwie trzech miesiącach, odkąd zaczął biegać. Co prawda biegu będzie łącznie 10-15km, reszta szybszym marszem,  ale biegacz w limicie się mieści. Maratończyk? Owszem. Każdy z Nas przez to przechodził, gdy na początku maraton wydawał się jak Mont Everest dla zdobywcy zaledwie Kasprowego. Wszyscy, którzy ukończyliśmy te zawody, znamy doskonale smak bólu i cierpienia na drodze do sukcesu. Nie ważne, z jakim czasem ukończyliśmy. To był wyczyn. A jak to widzą osoby postronne? O, Krzysiek, Tomek, gruba Justyna i ten patyk Paulina przebiegli maraton. Phi, skoro oni mogli, to ja też, gdybym tylko zaczął biegać. Z resztą ponieważ wszyscy ten maraton przebieli, stało się wręcz modne posiadanie medalu o wartości dyplomu zawodów przedszkolnych, poszukam bardziej ambitnych celów. Skąd się biorą moje wnioski? Oto sytuacja: -cześć, biegałeś ostatnio w jakiś zawodach? -owszem, zrobiłem 1:28:07 w półmaratonie, -super, a ile to? 10? 15km? -21097,5m. -to sporo. A wiesz, mój szwagier też przebiegł. Pewnie trochę dłużej, bo biega od trzech tygodni, ale też przebiegł. Równie popularne pytanie; to ile miał ten maraton? 20? 30? Oczywiście nie wymagam, aby osoby niezainteresowane posiadały wiedzę o dystansach zawodów biegowych. To utwierdza mnie w przekonaniu, że marka maratonu upadła bardzo nisko i stała się dobrem ogólnodostępnym przy teoretycznie niewielkim wysiłku. Aspekt zdrowotny. Jeśli nie przystosowaliśmy organizmu do wielu godzin wysiłku, konsekwencje można odczuwać nawet dziesięć dni po ukończonym maratonie. Im krócej się biegnie, tym lepiej to zniesie Nasze ciało. Czy jest sens wydłużać zawody, by biegacze mieli szanse ukończyć jakkolwiek? Powiedzmy sobie szczerze, bieganie dłuższe niż dwie i pół godziny szkodzi. Szczególnie osobom nieprzygotowanym. Utrudnienia w ruchu. Jeśli skrócimy zawody o dwie godziny, w mniejszy sposób ingerujemy w życie osób nie mających nic wspólnego z bieganiem. Co mają powiedzieć osoby, które utknęły na dwie godziny w korku a mają pilną potrzebę czegokolwiek?  Są skazane tolerować osoby za wszelką cenę muszące dojść do mety po medal biegowych zawodów. Ostatnie zagadnienie to czysta komercja. Zawody nie zwrócą się jedynie z opłat startowych...

Read More
Biegam, szuram, dreptam – jestem „śmiszny” ale nie zwariowałem.
lip16

Biegam, szuram, dreptam – jestem „śmiszny” ale nie zwariowałem.

Do napisania kilku słów skłoniło mnie to co od jakiegoś czasu obserwuję dookoła. Szczególnie u osób biegających, można by powiedzieć nawet…biegaczy. I zaznaczam na początku, że nie mam zamiaru absolutnie nikogo obrazić tylko przedstawić swoje suche obserwacje i moje własne zdanie na ten temat. Punktem kulminacyjnym było to co przeczytałem bodajże wczoraj na tablicy jednego z biegających znajomych. Pod zdjęciem przedstawiającym ogromną zmianę spowodowaną bieganiem zaczęła się dyskusja. W zdecydowanej większości komentarze pozytywne, a te wyglądające na niezbyt, były oczywiście delikatnym pstryczkiem, ale w dobrej wierze danym autorowi. Zmiana na ogromny plus jest kolosalna, 17 kilogramów w dół, zupełnie inna sylwetka i zupełnie (zgaduję) inne samopoczucie. Klasa! Zresztą obserwuję tę osobę od dawna i postępy robi fantastyczne, jest pewnego rodzaju wzorem do naśladowania, dla mnie także. Co mnie jednak zdziwiło? Sam bohater tego zdjęcia podchodzi do siebie z dużym dystansem, takim jaki lubię. Można śmiać się z samego siebie, trzeba potrafić to robić. Ale niektórzy wszystko biorą mocno serio, poczułem się okropnie po jednym z komentarzy.   Coraz częściej obserwuje takie właśnie podejście do biegania. Oczywiście tego nie krytykuje, każdy może myśleć tak jak ma na to ochotę. Tylko, że ja kurcze zaczynając biegać chciałem mieć z tego frajdę, i gdybym miał ochotę biegać np. w jednym bucie (pozdro Janek:) to bym to robił i to tylko i wyłącznie moja sprawa. To, że do tego 3:30 brakuje mi ponad godzinę to oznacza, że jestem śmisznym „kimś” dreptającym po chodnikach? Sorry. Po pierwsze nie dreptającym, a szurającym, a po drugie kogo to kurwa obchodzi czy biegam, czy dreptam, czy szuram czy robię cokolwiek innego. Czy sobie „pierdolnę” zdjęcie przed biegiem, czy po? Czy wypiję pepsi, czy soczek z Tymbarku? Czy bieganie, takie moje amatorskie szuranie, pokonywanie kolejnych kilometrów musi być obłożone jakimkolwiek reżimem? Czy musimy stawać się fanatykami własnego hobby? Wydaje mi się, że nie. Co więcej, nawet nie powinniśmy! Czy to, że trzy lata temu wyszedłem na swoje pierwsze kilka (dwa) kilometry oznacza, że od tamtej pory muszę zmieniać całe swoje życie? Czy nie mogę biegać i pić pepsi? Pewnie, że mogę. Co więcej robię to! Mam mnóstwo znajomych, podejrzewam (bo nie pytałem:) ) że jakiś tam procent z nich zazdrości mi, czy innym szurającym, tego co robimy. Tego, że ukończyłem ileś tam półmaratonów, tego że przebiegłem (przedreptałem) maraton, tego że kilka razy w tygodniu ruszam dupę i staję się „śmisznym kimś”. A i tego, że przez bieganie rzuciłem po 12 latach fajki! Moim zdaniem fanatyzm jest niebezpieczny w każdym wydaniu. Od religii począwszy, poprzez poglądy polityczne, a na bieganiu kończąc. Czy kolega piszący ten komentarz nie ma racji? Ma oczywiście, że ma! Wzorowy amator tak powinien robić. Pieprznąć pepsi...

Read More
HuntRun – Polowanie na Szuraczy.
lip01

HuntRun – Polowanie na Szuraczy.

Kiedy jakieś trzy lata temu wychodziłem na swoje pierwsze szuraniowe kilometry nie myślałem, że przeżyje coś takiego. Znałem relacje z podobnych „biegów” z Telexpressu czy innej Panoramy, które pokazywane były w miejscu gdzie pokazuje się zazwyczaj jakieś dziwactwa. Kobieta z brodą, pies który miauczy zamiast szczeka oraz biegacze, którzy taplają się błocie i przechodzą przez drogę kanałem ściekowym, zamiast normalnie, jak ludzie, asfaltem. Wzrok to przykuwało i powodowało zarazem myśli w głowie, których nie będę jednak cytował…bo sam siebie musiał bym obrażać:)     Kilka miesięcy temu gdzieś przypadkowo trafiłem na jutubowy filmik na którym umorusani, ale uśmiechnięci ludzie biegną przez 10 km by z jeszcze większym uśmiechem wpaść na metę. Może to nie takie głupie pomyślałem wtedy i zacząłem szukać więcej i więcej. Ostatecznie udało się nawet spotkać z Adamem, szefem całego zamieszania i spowodować, aby szuranie.pl było wśród oficjalnych partnerów imprezy. Imprezy która okazała się jedną z najlepszych jaką miałem okazję, ale po kolei. Byliśmy częścią Drużyny Bartka (wpisaną w protokół jako szuranie.pl) wszyscy w koszulkach mocy z magicznym napisem Biegnę, żeby Bartek mógł Biegać – (więcej o akcji w której pomagamy 3 letniemu Bartkowi można przeczytać tutaj – www.naszmaraton.pl). Idąc już na miejsce startu trochę strachu wzbudził mostek i drabinka – Eeee, tu na pewno nie będziecie włazić z wody. Przecież to trochę niebezpiecznie, jakby ktoś spadł? Eee na pewno nie będziecie tędy wchodzić… – powiedział wtedy mój przyjaciel Mariusz, który pełnił rolę nadwornego fotografa. Później okazało się, że nie miał racji:) Przyglądając się wodzie do której za moment mieliśmy wejść zauważyliśmy, że nie będziemy w niej sami… choć kilka organizmów jeszcze niedawno żywych niestety nie doczekało naszej wizyty i pływało brzuchami do góry zachęcająco:) to były i takie które czekały na nas! 🙂 Wyglądały tak: Wiadomo, że Zaskroniec krzywdy nie zrobi jednak pojawiło się, szczególnie u naszych kobiet lekkie, że tak powiem…zaskoczenie. Na to chyba nie liczyły:) No ale, przyjechaliśmy kawał drogi, wszystkim powiedzieliśmy, że startujemy, głupio było by wracać nie próbując. Zresztą zgodnie twierdziliśmy, że pierwsi biegacze, z kategorii Elita na pewno podobne żyjątka przestraszą i na nas nic już czaić się nie będzie. A jak nie wystraszą to zjedzą…bo niektórzy wyglądali groźnie:) W ogóle stojąc w kolejce (malutkiej) do Biura Zawodów po odbiór pakietów czułem się jak rekrut:) jakieś 80% osób stojących przede mną wyglądało yyy…no wygładało na takich co podobne biegi kończy raz w tygodniu, pod poduszką trzymają Kałasznikowa, budzą się z nożem w zębach, a zamiast do Tesco wychodzą na „zakupy” do lasu po zwierzynę.   Wśród nich, my…:) Ja, na którego mój serdeczny przyjaciel mówi – „starszy, siwi pan z brzuszkiem”, żona moja, matka dwójki dzieci – 50 kg żywej wagi, Paweł też raczej do...

Read More