Blisko, coraz bliżej
sty25

Blisko, coraz bliżej

Minąłem półmetek, w sumie to już jakiś czas temu. Do Wiednia pozostało TYLKO 11 tygodni. 11 tygodni w których nie będzie obijania się, to w jaki sposób przepracuje te trzy miesiące mam nadzieję, że zaprocentuje 13 kwietnia. Staram się w miarę możliwości wykonywać plan z Endomondo, zmieniłem cztery treningi tygodniowo na pięć. Zmniejszyło to co prawda jednorazowo przebiegnięte kilometry, ale może to pozwoli troszkę odpocząć moim kolanom, bo właśnie z nimi tak naprawdę mam ostatnio delikatne problemy. Nie wiem z czym jest to związane, ale zacząłem nawet popijać „DUO STAWY” 🙂 czyli jakieś podobno dobra specyfiki pozwalające szybciej się moim stawom regenerować. Zobaczymy. Kilka początkowych dni stycznia też niestety zostało odpuszczonych ze względu na delikatne przeziębienie, ale nie było tygodnia bez biegania, także nie jest chyba najgorzej. Wiedeń jest coraz bliżej, ale nie wiem czy to dobrze, czy źle – jakoś mnie narazie bardzo to nie przeraża. Ale chyba dlatego, że nie mam za bardzo czasu o tym myśleć. Jakoś tak się poskładało wszystko, że roboty różnej jest tak dużo, że na myślenie o maratonie jakoś czasu nie ma. Co gorsza, to też nie ma czasu na pisanie i zajmowanie się tą stroną. Mam nadzieję, że troszkę się wszystko uspokoi i wrócimy do regularnego pisania. Ten wpis zacząłem 17 stycznia, a kończę 25… Kilka zdań, a tyle czasu. Plany na najbliższy okres? W tym tygodniu opuszczę na 8 dni mroźne tereny Rzeczpospolitej Polskiej, a czy tam gdzie się udam będzie czas na szuranie? Mam nadzieję, że tak. Plan mam taki, żeby te 8 dni wykorzystać maksymalnie, codziennie przed śniadaniem, zrobić kilka fajnych kilometrów. Jak to się uda? Zobaczycie tutaj. Mogę się jeszcze pochwalić, że rozwijamy się także marketingowo. Na głównej stronie pojawił się baner, oznajmiający, że partnerem technicznym jest marka Jemmo. To nowa marka odzieży na polskim rynku, więcej o tej marce, o ubraniach jakie produkuje na pewno będzie się można dowiedzieć z szuranie.pl. Ale to nie koniec, wszystko wskazuje na to, że już niebawem patronat nad szuraniem obejmie wielka międzynarodowa firma produkująca odzież sportową. Więcej szczegółów niebawem. Biegajcie...

Read More
A było to tak… szuraniowy 2013
sty03

A było to tak… szuraniowy 2013

Wszyscy święci i nie święci już napisali swoje podsumowania, piękne tabelki, eleganckie wykresiki nakreślili zatem przyszła i kolej na mnie. Czas zadumy, wspomnień :))) i rzut oka na endomondowe statystyki z minionych 12 miesięcy. Rok 2013 był moim trzecim kalendarzowym okresem w którym szurałem, dwa miesiące 2011 oraz cały 2012 rok można spokojnie pominąć, gdyż była to mocno radosna twórczość biegowa, na tyle radosna, że oprócz dwóch startów w 2012 roku nawet nie ma się do czego odnosić. Tak naprawdę systematyczność zaczęła się od I Kieleckiej Dychy i Biegu Mikołajkowego w Warszawie w 2012 roku. W ten sposób od stycznia 2013 roku nie muszę się już bardzo wstydzić, choć głowy w chmurach też absolutnie nie noszę. Co udało się zrobić przez ostatnie 12 miesięcy? Przede wszystkim ukończyłem Misję Połówka (tu o początku – Misja Połówka – zaczynam, a tu o końcu Misji – Misja Ukończona!) czyli przebiegłem swój pierwszy w życiu półmaraton. 21 kilometrów w Warszawie było dla mnie mocnym i wielkim przeżyciem, które na pewno zapamiętam do końca życia. Odległość jaka wcześniej wzbudzała u mnie ogromny strach została pokonana mimo przechorowanego okresu przedstartowego. Półmaraton Warszawski ukończyłem z czasem netto 2:10:56, i to była moja pierwsza „życiówka” na tym dystansie. W 2013 roku miałem przyjemność uczestniczyć w jeszcze jednym półmaratonie. Półmaraton Radomskiego Czerwca’76 był kolejnym wyzwaniem, do którego podchodziłem z nie mniejszymi obawami. Nie bałem się już jednak tak bardzo odległości, co pogody. Impreza odbywała się pod koniec czerwca, a miesiąc ten upalny był niemiłosiernie. Bałem się Radomia, co tu dużo gadać (pisałem o tym tutaj), ostatecznie dzień w którym zaplanowany był bieg rozpoczął się od mega ulewy, start opóźniono o godzinę i w fajnej pogodzie udało się wybiegać życiówkę poniżej dwóch godzin, 1:58:18 !!! (tak pisałem o tym biegu, a tak pisał o tym biegu Andrzej – Endrju). Poprawa o 11 minut. Wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze myśli na temat maratonu… W międzyczasie biegnę też w biegu na 10 km podczas Orlen Warsaw Marathon. Organizacyjnie WZÓR, wielka impreza na światowym poziomie! Mnóstwo ludzi, fajna atmosfera i szybka trasa. Kończę z czasem 53:48, to także mój rekord życiowy. O tym biegu pisałem TUTAJ. Niestety z powodów służbowych nie mogłem wziąć udziału w „Piątce dla Bartka” i to jest jedna z tych biegowych rzeczy, których najbardziej żałuje w 2013 roku. Dobre duchy z Szurania jednak były na miejscu, a TUTAJ są zdjęcia. W poprzednim roku miałem zaplanowany jeszcze jeden półmaraton, tym razem w Skarżysku. Jednak z powodów zdrowotnych musiałem odpuścić. Na miejscu jednak byłem, fotki porobiłem – są TUTAJ. W następnej edycji chyba się zmierzę z Wtórpolem. Początek Sierpnia to Bieg Powstania Warszawskiego, nastawiałem się na wielkie przeżycia i…niestety się zawiodłem. Mega...

Read More
Lodówka, choinka i wróżki…czyli Krakowski Bieg Sylwestrowy
sty02

Lodówka, choinka i wróżki…czyli Krakowski Bieg Sylwestrowy

Widziałem, że ludzie którzy biegają zazwyczaj z miejsca A do miejsca A nie mogą mieć do końca równo pod sufitem. Wiedziałem, że są weseli, zazwyczaj uśmiechnięci i często tym samym zarażają innych. Miałem okazję się przekonać o tym podczas naszych Kieleckich Dyszek, czy chociażby Biegu Mikołajkowego dookoła naszego zalewu, ale to co zobaczyłem ostatniego dnia 2013 roku w Krakowie było dla mnie kolejnym mocnym wstrząsem:) Pozytywnym! Na liście startowej Krakowskiego Biegu Sylwestrowego figurowało ponad 1700 osób, część zamierzała startować w biegu na 5 km, pozostali w dwa razy dłuższym. Od bardzo dawna chciałem wystartować w tym biegu, już chyba dwa lata temu czytałem o atmosferze, przebraniach i totalnej zabawie bez napinki. Muszę przyznać, że wszystko sprawdziło się w ponad 100 procentach. Auto zaparkowaliśmy na parkingu Galerii Krakowskiej obawiając się (i chyba słusznie), że bliżej będzie problem ze znalezieniem miejsca. 90 minut przed startem zameldowaliśmy się szkole w której znajdowało się biuro zawodów. Tutaj sprawnie bez kolejek odebraliśmy swoje pakiety (kupon na jedzenie, numer startowy, izotonik, kubek – termos, ulotki, ulotki i smycz). No i się zaczęło, piętro wyżej można było skorzystać (co chcieliśmy zrobić) z depozytu. A tam kolorowo, tutaj klaun, tu dorosły facet zakłada pieluchę, tam kobieta „ucina sobie rękę” i sprayem robi fantazyjne krwawiące rany. Troszkę dalej maszeruje żołnierz w pełnym rynsztunku, a tuż za nim około 60 letni facet „podbija sobie oko” mazakiem i zakłada podziurawione spodnie. Ha, to jest to! ZABAWA! Przy tym wszystkim nasze skromne wróżki nie robiły wielkiego wrażenia, choć wyglądały chyba nie najgorzej. Najbardziej wzbraniał się Paweł (bo on znowu chciałby być kowbojem…!), w sumie to dzięki niemu nie zakładaliśmy białych rajstop. Ale tu chyba racja, to było by straszne! Choć i tak czułem się jakoś nieswojo tłumacząc moim dziewczynom, że tata pożycza Wasze skrzydła, różdżki i sukienki bo będzie w tym biegł… Ehhh, dzieciaki od małego będą skrzywione:) Byliśmy czterema wróżkami, zatem skrzydła na plecy, różowe kiecki na tyłki, różdżka w łapkę i lecimy na start. A tam znowu jakiś kosmos… Tu pilot w kartonowym samolocie, kobieta z lodówką pełną browarów na brzuchu, siłacz, Barbie w opakowaniu, komandosi, indianie no i nasza kielecka Zebra, czyli Agnieszka. Po krótkiej rozgrzewce poczekaliśmy troszkę na hejnał – szczerze to ja go nie słyszałem:) i start. Ogromne wrażenie zrobił na mnie tłum, ogromny tłum ludzi którzy stali przy trasie przez przynajmniej pierwszy kilometr. Mnóstwo ludzi, pewnie w większości turystów zdziwionych tym co widzą. Ich doping i brawa mocno motywowały. Sam bieg potraktowałem mocno lajtowo, totalnie bez napinki. Biegło się luźniutko, leciutko, nad Wisłą można było obserwować wszystkich przebierańców bo była agrafka i trasy się mijały. Niektórzy naprawdę wzbudzali ogromny podziw. Na końcu peletonu facet biegł...

Read More
140 kilometrów jednej nocy! Jacek zwycięzcą grudniowego szurania na Endomondo.
sty02

140 kilometrów jednej nocy! Jacek zwycięzcą grudniowego szurania na Endomondo.

Prawie każdy miesiąc 2013 roku był okazją do wspólnej rywalizacji biegowej. W grudniu było podobnie. Szurało z nami 301 osób, w sumie przebiegliśmy 34.308 km czyli „tylko” sześciu tysięcy brakło nam do obiegnięcia ziemi dookoła. Przy okazji grudniowego szurania spaliliśmy w sumie ponad 3 miliony kalorii! Oczywiście każdy kto dorzucił do tych liczb choćby jeden kilometr jest zwycięzcą, ale walka o miejsce pierwsze była zażarta i trwała prawie do ostatnich dni 2013 roku. Ostatecznie zwyciężył Jacek Będkowski, który w ciągu miesiąca przebiegł z nami prawie 700 kilometrów (bez 38 metrów), czyli średnio ponad 22 kilometry dziennie!.  Jacek ma 33 lata, mieszka w okolicach Łowicza. Dla Pań zła informacja – ma żonę Beatę:) Udało się porozmawiać z Jackiem na temat jego biegania, oto co powiedział. Jacek, kiedy to się zaczęło? I jakie były początki Twojego biegania? Swoją przygodę z bieganiem rozpocząłem w sierpniu 2010 roku. Wcześniej coś tam robiłem, ale była to raczej walka z wiatrakami, a nie bieganie (jakiś rowerek stacjonarny, czy też bieżnia przez 5-10 min). Tak szybko wkręciłem się w bieganie, że we wrześniu po 7 tygodniach biegania wystartowałem w Łowickim Półmaratonie Jesieni. Udało mi się dobiec do mety w niezłym czasie, 1:38:54. Po biegu byłem bardzo zmęczony, ale już myślałem, gdzie tu pobiec kolejny bieg. Do końca 2010 roku pobiegłem jeszcze jeden półmaraton (1:38:05), a resztę czasu spędziłem na treningach do mojego debiutu maratońskiego, który zaplanowałem w Barcelonie. Solidnie trenowałem w zimę i 6 marca 2011 roku zaliczyłem swój debiut w Barcelonie z czasem 3:27:43. Byłem bardzo zaskoczony pierwszą częścią dystansu, bo pobiegłem tylko 15 sekund wolniej od życiówki, ale ciepło i brak doświadczenia nie pozwolił na więcej i dobiegłem kilka minut poniżej 3:30. Na przestrzeni 2011 roku przebiegłem jeszcze jeden maraton w Szwajcarii, ale już czułem, że potrzeba mi czegoś więcej. Postanowiłem rozpocząć przygotowania do dłuższego biegania. Moim celem stał się Spartathlon, ale aby tego dokonać wiedziałem, że czeka mnie długa droga. Całą zimę 2011 i wiosnę trenowałem bardzo mocno, co przyniosło super wyniki w 2012 roku. To w tym okresie zrobiłem najwięcej życiówek. Startowałem 9 razy i zrobiłem 8 rekordów życiowych. Na swoim koncie mam 8 półmaratonów, wszystkie przebiegnięte poniżej 1:40, z czego 3 poniżej 1:30. Do tego 7 maratonów, z czego 5 pobiegłem poniżej 3:30 (jeden 3:32, ale po pagórkowatym terenie, jeden 4:15 z kontuzją od 2km). Na koniece 6 ultra, z czego jeden górski, a reszta po asfalcie. Mam zaliczone: 50km, 60km, 70km, 89km, 100km, 140km. Jak do tej pory udało mi się stanąć 3 razy na podium w klasyfikacji generalnej, dwa razy byłem na pierwszym miejscu w ultra (Bieg Świętojański, 89 km w 2012 i Bieg Wigilijny 140km w 2013) i raz...

Read More