[Piotrek] Leń biegnie maraton
lut28

[Piotrek] Leń biegnie maraton

Gdyby mi się chciało tak jak mi się nie chce… To idealne stwierdzenie kiedy spojrzę na moją dotychczasową „karierę” biegacza amatora. Jestem LENIEM. Nie w pracy, nie w życiu, w bieganiu. Macie tak? Czytając blogi wielu biegaczy mam wrażenie że nie, ale coś mi podpowiada, że nie jestem osamotniony. Mimo to w 2013 ukończyłem swoje dwa pierwsze maratony – w Krakowie i Warszawie. Ktoś powie, że nie możliwe żeby ktoś kto ma problemy z systematycznymi treningami przebiega maraton i nie umiera. Też tak myślałem do…grudnia. Znajomi biegacze na facebook wrzucali swoje statystyki biegowe za 2013 rok z Endomondo: 2500km, 1500 km. Z ciekawości spojrzałem na swoje i się załamałem, 311km! W tym dwa maratony. Oczywiście będzie trochę więcej, nie zawsze używałem Endomondo, w lutym sporo biegałem na bieżni, ale mimo wszystko nie przekroczyłem 400km. Dramat! Przed oczami stanęły mi wszystkie przełożone treningi, bo za zimno, bo za ciepło, pada, mgła i przede wszystkim przez pana NIECHCEMISIĘ. Kurde, umiałem przerwać 10km trening bo przecież 5km też dobre. Mimo to udało mi się. Przebiegłem dwa maratony, co prawda w bardzo słabym czasie, ale nie zatrzymując się nawet na chwilę. W sporcie tak bardzo uzależnionym od wytrenowania udało mi się pokonać 42.195 km na upartej głowie i kilku sztuczkach. I nimi chciałbym się z Wami podzielić. Jak pokonać albo chociaż oszukać Pana NIECHCEMISIĘ. Podzielę je na kilka etapów i postaram się systematycznie 😉 publikować. 1. Czy warto biec w zawodach nieprzygotowany? NIE. W żadnym wypadku. Jest to bolesne i niebezpieczne.  2. Co jeżeli ktoś jest upartym osłem i dalej chce biec? Proponuję się przebadać (przede wszystkim serce) i przygotować się na bolesne dni. Maraton jest nieprzyjemny dla wytrenowanego biegacza, co dopiero dla lenia. Każdy ból który mu towarzyszy, będziecie odczuwać zdecydowanie mocniej.  3. Trenuj jak najmądrzej Jeżeli masz ten problem co ja, to nie biegasz zbyt systematycznie. Wiem też jak trudne jest to do pokonania. Dlatego każdy trening który uda się zrobić musi być jak najbardziej jakościowy. Na to szczęście w Kielcach nie brakuje podbiegów które trzeba wykorzystać. Na płaskich trasach będzie bardzo użyteczne. Zaplanuj treningi na http://motivato.pl/ i dostosuj tempo, dystans do podpowiedzi. Czytaj portale biegowe i ucz się biegania również w teorii. Uważam, że w zawodach pomogła mi w dużym stopniu znajomość zasad zachowania przed jak i w trakcie biegu.  4. Oszukuj Oczywiście nie podczas zawodów:) Pan NIECHCEMISIĘ jest przebiegły i odpowiednim momencie podpowie najbardziej racjonalne dowody, że trening trzeba przełożyć/skrócić. Trzeba go oszukać. Dla przykładu, często biegam wokoło osiedli Na Stoku i Świętokrzyskie w Kielcach. Jedno kółko to 4.3 km + podbieg do domu czyli w sumie dwa koła to 10km. Niestety w najbardziej nieodpowiednim momencie (ok. 5 km) Pan NIECHCEMISIĘ podpowiada: „Człowieku, nieźle idzie, jest forma. Nie przeszarżuj. Lepiej dobiegaj już do domu, bo jest za zimno/ciepło/wietrznie.”...

Read More
#wyzwanietobieganie – Biegowe wyzwanie od Damiana
lut26

#wyzwanietobieganie – Biegowe wyzwanie od Damiana

Jakiś czas temu pojawiła się w internecie, a szczególnie na portalach społecznościowych moda na rzucanie sobie nawzajem „wyzwań” dotyczących picia alkoholu. Jeden Jasiek nagrywał jak wypija butelkę wódki i wyzywa do tego samego innego mądrego Jaśka. Głupota świata! Ale „społeczeństwo się bawiło”, śmiechu było co nie miara, kilka osób zmarło… Ktoś delikatnie mądrzejszy wpadł na pomysł aby zamiast alkoholu wzorem do naśladowania było coś zdrowszego, a mianowicie bieganie! Załapało i poszło w świat. #wyzwanietobieganie cieszy się sporą popularnością no i prędzej czy później musiało trafić też w szuranie. Trafiło za sprawą Damiana (na zdjęciu razem ze mną) z www.naszmaraton.pl – jest TUTAJ i oto moja odpowiedź. Kamila i Paweł (Sushi) Dudek, Karolina Orzechowska, Mateusz Chrabąszcz i Przemek Czuba – POWODZENIA 🙂 pamiętajcie 3:30/km  ...

Read More
Kurde no! Rozcięgno!
lut19

Kurde no! Rozcięgno!

Troszkę ponad miesiąc do „połówki” w Warszawie, prawie dwa miesiące do mojego debiutu na 42 km w Wiedniu, a tymczasem… się nie biega. Po piątkowej przebieżce, wcale nie jakiejś nadzwyczajnie trudnej, ot zwykłe 16 km w swoim tempie, w dobrym stanie i normalnym terenie zacząłem już wieczorem odczuwać ból w stopie. Na następny dzień był tak duży, że mocno utrudniał chodzenie. W niedzielę trochę zelżał, a zauważyłem też, że delikatnie ustępuje jak stopa „się rozgrzeje”, wyszedłem więc poszurać:). 14 km kończyłem z bardzo dużym bólem. Dr Google został prześwietlony – po mojemu to zapalenie rozcięgna podeszwowego, w poniedziałek potwierdził to zaprzyjaźniony fachowiec od narządów ruchu. To taka „żyłka” łącząca pod spodem stopy piętę z przodem stopy, idzie „to” też wyżej do góry i łączy się gdzieś z mięśniem łydki. Przy normalnym chodzeniu boli bardzo mocno pod stopą i u góry na stopie po lewej stronie aż do „nad kostki”. Pierońsko boli. Od moich maserów natychmiast otrzymałem pierwszą dawkę fali uderzeniowej RSWT (RADIAL SHOCK WAVE THERAPY). Zabieg delikatnie nie przyjemny, ale nie bolesny, a mając świadomość, że może pomóc nawet do zniesienia. Kilka takich zabiegów niestety przede mną, wszystko po to aby rozbić „złogi wapniowe” powstające przy uszkodzonej tkance i nie dopuścić do powstania dużej ostrogi piętowej. Czytając „dr googla” przeraziłem się nie na żarty. To poważna, albo może nie poważna, ale mocno utrudniająca życie i długotrwająca kontuzja z którą można zmagać się nawet kilkanaście miesięcy. Na szczęście „moi fachowcy” nie takie rzeczy już widzieli i stwierdzili, że biegać można. Że boli? No ma boleć, bo w końcu jest coś tam uszkodzone. Czy pobiegnę połówkę i maraton? Pewnie, że pobiegnę! „Najwyżej na jakiejś szprycy” – powiedział jeden z nich:) Może jeszcze w takim razie wygram te zawody :)))) Wkurza mnie to niemiłosiernie, bo zaczął się ważny okres przed moimi startami, czułem, że (jak na mnie) jest gaz:), biegało się fajne, tempo niezłe, wszystko szło dobrze. A tu klops… Zastanawiam się oczywiście nad powodami doprowadzenia się do takiego stanu. Wyczytałem te które pasują jak najbardziej, czyli nadwaga, zbyt duża ilość treningów, przeciążenie organizmu, pronacja stopy i buty ze zbyt dużym wsparciem. To mnie właśnie martwi. Robiłem jakiś czas temu w Warszawie badanie stóp, wyszło że jestem pronator, a więc krzywię stopy do środka. Poprzednie buty, trochę nieświadomie, miałem właśnie dla takich jak ja. Nowe także kupiłem ze wsparciem od środka i być może one właśnie spowodowały, że nienaturalnie, czyli zbyt prosto, ustawiałem stopę. No i się popsuła. Wkurza mnie to, ale cóż zrobić, dlatego dzisiaj też nie biegam (trzeci dzień). Jutro (czwartek) druga porcja fali uderzeniowej w stopę i zobaczymy, ale chyba wyjdę poszurać bo szkoda mi tego co „zrobiłem” przez...

Read More
Ole! Espana
lut17

Ole! Espana

Koniec stycznia i początek lutego, czas gdy w naszym pięknym kraju raju wiało delikatnie mówiąc chłodem, leciało z nosa i marzły ręce podczas wynoszenia „świątecznej” choinki spędziłem w zgoła innym miejscu. Służbowo udałem się na statek, do Hiszpanii. Jak było? Ciepło! Na południe tego kraju lecieliśmy via Berlin, jak to w samolotach bywa, nie uniknęliśmy opóźnienia, na przesiadkę mieliśmy 10 minut. My zdążyliśmy, niestety nie zdążyły nasze bagaże. Pierwszy dzień w związku z tym w jednych ciuchach i nie były to ciuchy niestety biegowe. Buty też nie. Na szczęście wszystko dotarło następnego dnia, można było normalnie pracować, a przy okazji – najczęściej kosztem obiadu lub innych posiłków – trochę poszurać po okolicy. Niestety trzeba było wybierać jedzenie, albo biegania – roboty było tak dużo, że nie wyrabialiśmy się z wieloma rzeczami, a dzięki fatalnie działającemu internetowi, nasz dziań pracy kończył się o pierwszej lub drugiej w nocy. Zaczynał już o 8.00. I nie było mowy o żadnym spóźnieniu! No ale, skoro obóz to obóz:) Zdjęcia, treningi, zdjęcia, sparingi, filmy i relacje tak upływał dzień za dniem, a i moje plany zmieniły się już pierwszego dnia. Przed wyjazdem myślałem, że codziennie przed śniadaniem będzie można poszurać po okolicy, przeglądając googlowe mapy, rysowałem w głowie fajne trasy. Pierwszego dnia jednak mocne zaskoczenie. Godzina 8.15 a tu….nadal ciemno!, a śniadanie o 8.00. Czyli z biegania przed śniadaniem nici, no bo co to za frajda biegać w tak ładnym miejscu po ciemku. Trzeba było kombinować inaczej i stąd właśnie szuranie kosztem jedzenia. Mieszkaliśmy w San Roque, a dokładnie w Golf Resort. To jedno z najlepszych podobno pól golfowych na świecie. Tłuką w małe piłki tam kijami sami najlepsi z Tigerem Woodsem na czele. Według mapy, do morza nie jest daleko. Około 4-5 km. Według mapy są też ścieżki… Jak się okazało tylko według mapy. Po drugiej stronie autostrady było strasznie. STRRRRASZNIE! To pozostałości po obiektach militarnych, strażnice, dziwne otwarte tereny w środku lasu. Miałem wrażenie, że natknę się za moment na „dziwnych” ludzi, którzy robią tam „dziwne” interesy. A podobno różnych grup zajmujących się takimi właśnie delikatnie mówiąc mało legalnymi interesami nie brakuje. Droga robiła się coraz węższa, momentami biegło się w gęstym „buszu”, momentami była prawie pustynia z przelatującymi przez drogę kręcącymi się zwojami krzaków, takimi jak na filmach:) Ogólnie miło wcale nie było i nie takich okoliczności przyrody oczekiwałem obserwując to wszystko na googlowych mapach. Na końcu każdej ze ścieżek – a próbowałem chyba trzy razy dotrzeć nad morze zawsze było tak jak na zdjęciu poniżej… Po trzech nieudanych próbach, wynalazłem „ostatnią ścieżkę ratunku”. Uderzyłem na prawo tym razem, zaopatrzony w małą przenośną kamerkę – a’la gopro – udałem się w...

Read More