[Paweł II] Wiosna była moja!
cze25

[Paweł II] Wiosna była moja!

Koniec wiosennych zawodów, czas podsumować co nieco. Ponieważ jestem amatorem, każdy kolejny start owocuje w życiówkę, o ile byłem solidnie przygotowany. W przyszłości będzie coraz trudniej zbić każdą minutę. Ponieważ to mój zaledwie drugi sezon, postęp jest dynamiczny. Marzanna na początek. Pisałem o tych zawodach w tekście „Zadeptana Marzanna”. Miło wspominam ten bieg. Może dla tego, że biegłem ze swobodnie wytyczonym celem, nie na 100%. Maraton Dębno. Bardzo fajne zawody i gorąco polecam. Przerażały mnie łącznie cztery pętle, dwie małe i dwie duże. Nie potrafiłem rozszyfrować mapki na stronie zawodów. Tu strzałki, tam zygzak, tu ślaczek, tam pisanka. Obawy okazały się nieuzasadnione, ba, tego zamieszania nie dało się odczuć. Wszyscy biegli gdzie potrzeba. W dniu biegu Dębno staje się stolicą maratonu i nikt temu nie zaprzeczy. Wszyscy żyją zawodami. Atmosfera odczuwalna nawet w pobliskich wioskach. Wyobraźcie sobie panią ubijającą masło lub inne zadanie wykonywane z sentymentu i przywiązania do zdrowej, swojskiej żywności i kibicowanie biegaczom jednocześnie. Tak, panie ubrane w swoje powiedzmy lokalne stroje, panowie z napojami (w Czechach uznanych za chłodzące) przy płocie, przy ulicy, na ławeczce, wszyscy uśmieci od ucha do ucha, machający, klaszczący. Rewelacja. Słyszałem, że potrafi tam wiać. My mieliśmy szczęście. Problem sprawił brak podziału na strefy czasowe i zanim udało się wyprzedzić osoby wolniejsze i zacząć łapać rytm, minęły dwa szarpane kilometry. Rytm złapać się udało, tempa już nie. Miało być 4:52. Gdy byłem na ok 12km, już zbiłem do złożonego średniego. I co tu dalej, skoro rytm szybszy? Lecimy!  Na 15km biegaczka zapytała mnie o średnie tempo i zaklęła po szewsku zła na siebie, że o 10sek za mocno. Jeśli chodzi o biegi zorganizowane, to żaden problem pilnować tempo. Wystarczy mieć stoper w zegarku, opaskę z czasami i obserwować oznaczenie kilometrów (chyba że biegniemy w Krakowie, ale o tym później). Nie wiem, jakie były dalsze losy tej pani. Na pewno dotarła do celu, dobrze wyglądała. Chłopaki obok pytają mnie, czy również biegnę 4:50. Odpowiedziałem: nie i już teraz jestem pewien, że nie dam rady. Spojrzeli z politowaniem. Na co ja dodałem: będzie szybciej! No i leciałem. Po drodze spotkałem po kolei Błażeja, Damiana, Piotrka i Łukasza. Wszyscy z ”Bartkowej drużyny”. W tym miejscu chciałbym bardzo im podziękować za towarzystwo i słowa motywacji do walki o lepszy czas. Mając na koncie kilka tysięcy przebiegniętych samotnie kilometrów, bardzo cenię sobie towarzystwo na trasie. Chyba widzieli, że motorek w „tyłku” nieźle się sprawuje i wyganiali mnie każdy po kolei do przodu. Biegłem na 3:30, zrobione 3:22. No miodzio! Sandomierski Bieg Górski. Ja bym nazwał Sandomierski Bieg o Życie na Orientację, w skrócie Ratuj się Kto Może. Ani rowerzyści, ani biegacze nie byli zadowoleni ze wspólnego startu...

Read More
[Mateusz] „Czułem się jak Kenijczycy” czyli mój debiut w Radomiu.
cze25

[Mateusz] „Czułem się jak Kenijczycy” czyli mój debiut w Radomiu.

„Boże, ile ja się namęczyłem, ale zrobiłem to!” – napisałem na gorąco na Facebooku po ukończeniu Półmaratonu Radomskiego Czerwca’76, dla mnie pierwszego w życiu. Jak to zwykle bywa, pierwszy jest tym najpiękniejszym, takim który pamięta się do końca życia, a przynajmniej do zakończenia „kariery” szuracza.  Mam jednak wrażenie, że Radom nie tylko dlatego od tej pory będzie mi się kojarzył bardzo przyjemnie! Jak to się zaczęło? Na początku kulturalnie jest się przedstawić. Nazywam się Mateusz. Jestem „szuraczem”.  Jeszcze do niedawna dość nieregularnym. Wiecie jak to jest: praca, obowiązki, nie raz po prostu nie chciało się wychodzić na dwór pobiegać. Jak zwykle w takich sytuacjach potrzeba po prostu znaleźć cel, do którego się dąży. Na mnie to zawsze działa. Chciałem nieco więcej biegać. Baaa! Bardzo mi się to podobało! Około dwa miesiące temu dobrze Wam znany Paweł (tak, ten niepozorny autor tej strony ;)) rzucił temat półmaratonu w Radomiu. Dla mnie, czyli osoby, która do tamtej pory najwięcej na raz przebiegła 11 kilometrów w jesiennej Kieleckiej Dyszce, było to nie lada wyzwanie… W końcu to aż 10 kilometrów więcej! Paweł jednak namawiał i namawiał, do tego zmobilizował mnie też mój serdeczny kolega Tomek.  – No to co Tomek? Zapisujemy się? – No Mati… Ja niestety już nie mogę… – Uuu… – Bo boję się, że mnie zdyskwalifikują, gdy się zapiszę dwa razy 🙂 No to nie pozostało mi nic innego jak się zgłosić. Świadom byłem ile czeka mnie pracy, dlatego wątpliwości czy zrobiłem dobrze miałem bardzo dużo. Czy zdołam trzy razy w tygodniu zorganizować sobie czas na bieganie? Czy wytrzyma to mój organizm? No nic… Trzeba było spróbować, w końcu tego celu właśnie potrzebowałem! To miało u mnie wzbudzić dużą motywację. Wpłaciłem pieniążki, to teraz głupio się wycofać 😉 „Regularność kluczem do sukcesu” Mówili mi to wszyscy bardziej doświadczeni biegacze czy „szuracze”. I mieli rację! Gdy zacząłem regularne treningi, szybko dostrzegałem moje postępy. Po kilku tygodniach odcinki 10 kilometrowe nie sprawiały mi większych problemów. Natomiast dłuższe wybiegania robione w dość niskim tempie coraz bardziej dodawały mi pewności siebie. Kulminacyjnym momentem przygotowań było „zrobienie” 19,5 kilometra na 3 tygodnie przed półmaratonem. Dosyć przypadkowo, bo w planie miałem przebiec 17 kilometrów, ale… wcześniej nie zaplanowałem sobie trasy… Biegłem na żywioł, a potem trzeba było jakoś wrócić do domu 🙂 Z jednej strony byłem już pewien, że 22 czerwca w Radomiu powinienem dać radę, z drugiej jednak strony na własnej skórze przekonałem się, że dystans półmaratonu to nie przelewki… Jeszcze tego samego dnia wieczorem błyskawicznie zaatakowało mnie przeziębienie, które trzymało mnie przez ponad tydzień. Widocznie organizm nie był jeszcze przygotowany do aż takiego wysiłku. U mnie choroba znaczy przede wszystkim jedno… ogromny katar…...

Read More
Biegaczu – sprawdź swoje serducho!
cze11

Biegaczu – sprawdź swoje serducho!

Jakiś czas temu podczas przyjemnego niedzielnego długiego wybiegania i jeszcze dłuższych „szuraczy rozmów” dowiedziałem się (sam tego nie sprawdzałem wcześniej), od mojego przyjaciela Piotrka (zwanego czasami Bamboshem), że nie ma w Kielcach i okolicach możliwości sprawdzenia swojego organizmu u jakiegoś dobrej klasy fachowca, który stwierdzi: Tak Panie X może Pan biegać, lub powie…ma pan problemy z serduchem, lepiej jakby Pan zajął się szachami, ale nie wyczynowo. Czyli jednym zdaniem, nie można w naszym mieście zrobić kompleksowych badań dla ludzi aktywnych powyżej 21 roku życia. Poniżej tego wieku można, bo okazuje się, że dla nas staruchów:) trzeba mieć już inne uprawnienia. Tak w skrócie to wyglądało. Na szczęście to już przeszłość! Temat zainteresował mnie do tego stopnia, że postanowiłem poszukać czy nie da się czegoś w tym temacie zrobić, bo to rzeczywiście ważna rzecz, a biorąc pod uwagę, że nasze żony, mamy, babcie słyszą w mediach tylko te złe rzeczy dotyczące biegania, fajnie było by mieć „podkładkę”, że jestem zdrów jak ryba i mogę latać po chodnikach:) To raz, a dwa, że coraz częściej organizatorzy dużych imprez (np. we Francji) wymagają zaświadczenia od lekarza o tym, że „pacjent zdrowy – może biegać”. Szybciutko okazało się, że w Artimedzie też czują ten sam klimat:) Udało się porozmawiać z bardzo konkretnymi osobami i zaciekawić tematem. Reakcja była prawie błyskawiczna i tak oto…została otwarta Poradnia Medycyny Sportowej. Miejsce dostępne absolutnie dla wszystkich osób, młodszych oraz co dla nas najważniejsze także tych starszych (po 21 roku życia). Pewnie uznacie, że to nachalna reklama, ale moim zdaniem to świetna sprawa, która może przynieść tylko i wyłącznie korzyści Nam szuraczom czy tam biegaczom. Zwał jak zwał. W ARTIMEDZIE mówią – Postanowiliśmy uruchomić poradnię dla osób bez względu na wiek, dyscyplinę sportu czy stopień zaawansowania. Wykonujemy wszystkie badania w jednym miejscu na co pozwala nam ogromny zakres działalności przychodni ARTIMED (31 poradni specjalistycznych). Współpracujemy z jedynym w województwie specjalistą medycyny sportowej lek. med. Jackiem Wiadernym, który na co dzień jest ordynatorem oddziału rehabilitacji Szpitala w Czarnieckiej Górze, zakupiliśmy sprzęt do wykonywania prób wysiłkowych, które pod okiem specjalizujących się kardiologów z Wojewódzkiego Szpitala w Kielcach są zawsze rzetelnie opisywane. Badania medycyny sportowej to także okuliści, laryngolodzy, badania laboratoryjne to także w niektórych dyscyplinach konsultacje neurologiczne, prześwietlenia czy spirometria – mówi Hanka Bilińska zastępca dyrektora ds. handlowych w ARTIMED. Ja byłem, zrobiłem co trzeba, połaziłem na bieżni z poprzyczepianymi do klatki piersiowej kabelkami (uwaga do panów…trzeba ogolić klatę:))). Panowie lekarze z mozołem w czasie naszego wysiłku przyglądają podskakujacym na monitorach wykresom i później wydają „wyrok”. Wszystko odbywa się w fajnej, miłej i wesołej atmosferze – nie ma się czego czepić. No i najważniejsze…ceny. Ceny jak najbardziej nasze, kieleckie. Nie takie jak...

Read More