Choróbsko – ostatnie dni przed Biegiem Mikołajkowym
lis29

Choróbsko – ostatnie dni przed Biegiem Mikołajkowym

Już tylko kilka dni dzieli mnie od drugiego w „dorosłym wagowo” życiu biegu. Żoliborski Bieg Mikołajkowy odbędzie się drugiego grudnia i mam związane z nim poważne plany:) Po pierwsze mam zamiar dotrzeć w porę, nie spóźnić się i w miarę wypoczęty być. Co łatwe nie będzie gdyż-albowiem…dzień wcześniej pewnie mega późno wrócę z Łodzi (mecz), a w niedzielę do Warszawy wyruszę pewnie około godz. 8.00. Wcześniej się nie da, bo przecież dzieciorki trzeba komuś (pewnie babci) podrzucić. Był pomysł aby ciachnąć do Łodzi na mecz i bezpośrednio po pierdyknąć do Warszawy, zdrzemnąć się i być świeżynką rano. No ale te dzieciory 🙂 – podrzucenie komuś dwójki 4 letnich dziewczyn bliźniaczek na dwa dni, nie jest taką łatwą sprawą. Jeśli nie wiecie do końca o czym mówie, to proszę bardzo – tak wygląda zwykłe przeglądanie się w telefonie. (poniżej film)   A wracając do Biegu. Plan mam jak dla mnie baaardzo poważny. Poniżej godziny! Mniej niż 60 minut na 10 km…to była by masakra!!! 🙂 Wiem, że teraz większość z Was uśmiecha się pod nosem, przypominając sobie swoje ostatnie 40 minut, noo 46…:) Dla mnie czas poniżej godziny na 10km będzie mistrzostwem świata, jeszcze niedawno NIE DO POMYŚLENIA. Oczywiście nic się nie stanie, jeśli tego nie osiągnę – choć uważam, że jestem w stanie (ostatnio na treningu z mocnymi górami i światłami 1:01) Tam wreszcie będzie płasko, będzie pod kogo się podczepić no i jakaś tam dodatkowa adrenalina będzie pchała, a może ciągnęła do przodu. Mam nadzieję, że nie przeszkodziło mi ostatnie chorowatości. Dopadło mnie kilka dni temu, zbierało się do tego już jakiś czas, aż powaliło dziwnie z nóg. Osłabienie, temperatura, ból wszystkiego co odstaje od tułowia. Myślałem, że to może jakieś przetrenowanie czy coś podobnego, gdyż zbiegło się ze zmęczeniem po ostatnim treningu – ale chyba jednak nie. Ostatecznie miałem 4 dni przerwy w szuraniu. Wczoraj wyszedłem na delikatną próbę na mini bieżnię pod blokiem, porobiłem kilka przebieżek i poszurałem delikatnie w koło aby się rozruszać. W piątek (jutro) planuje delikatnie przeszurać 5 km. W sobotę od biegania odpocznę – od pracy niestety nie, będzie ciężko i cały dzień. A w niedzielę do boju! 🙂 Trzymajcie kciuki. Poniżej moje ostatnie nie publikowane jeszcze szurania. PS. A tak przy okazji zapraszam do polubienia szuranie.pl na Facebooku. Póki co jeszcze pusto – ale kiedyś się zapełni. ZAPRASZAM TUTAJ 21 listopada – 5,41 km – 32:59 23 listopada – 9,23 km – 59:47 28 listopada – 2,72 km – 24:47 – bieżnia pod blokiem, przebieżki i marsze:)...

Read More
mglisto i coraz zimniej
lis15

mglisto i coraz zimniej

Aaaaale teraz jest fajnie. Pogoda jak dla mnie wymarzona do biegania szurania. Fajnie, że udaje mi się pokonywać coraz większe odległości praktycznie bez większego odczucia zmęczenia. Nogi oczywiście bolą, wieczorem i dnia następnego, ale z drugiej strony dziwne jest żeby nie bolały. Jest to w końcu wysiłek nie mały podskakiwać, poruszając się cały czas do przodu przez kilkadziesiąt minut. Podskakiwać dźwigając prawie stu kilogramowe cielsko:) Co do samego biegania, miałem delikatny moment zastoju, delikatne problemy z motywacją, w 1,5 tygodnia tylko dwa treningi. Ale jeden przeciągnąłem w złą stronę, chciałem bez sensu szybko. Wyszło niezbyt szybko, a dodatkowo umordowałem się niemiłosiernie:) Ale to było, uczę się cały czas swojego organizmu, łapię kolejne punkty doświadczenia i każde kolejne wyjście na wieczorne szuranie uczy mnie czegoś nowego. Wczoraj np. nauczyłem się, że chyba lewe ucho mam inne niż prawe:) Co trochę pieron wypada mi z niego słuchawka:))) Co do samego szurania, idzie nieźle w tym tygodniu. W poniedziałek ponad 8 km w fajnym, równym, choć oczywiście wolnym tempie. Wczoraj zaplanowana i wykonana w 100% dyszka. Też wytrzymana od początku do końca w równym tempie, bez zrywów. Jeden dołek tylko w okolicach 7 km mega kolka/ucisk w „prawym płucu”. Postój 20 sekundowy załatwił sprawę, kilka głębszych oddechów i w dalszą drogę można było pocisnąć. Ogromnie podoba mi się teraz pogoda, lepszej chyba być nie może. W poniedziałek w Kielcach około 3-4 stopni, bardzo wilgotno, wczoraj 2 stopnie poniżej zera, mega mgła. Ogólnie nie wiem w sumie czemu – ale bardzo mi taka aura odpowiada. Biegam zazwyczaj koło 21.00 – 22.00 wieczorami. Podsumowując wywód mój:) – cieszę się, że widzę postępy. Pamiętam moje pierwsze kilometry, gdzie po jednym czy dwóch tysiącach metrów prawie traciłem życie i nie było najmniejszej możliwości aby zrobić większą odległość. Teraz mam wrażenie, że biegnąc szurając swoim tempem (mega wolnym) mogę biec i biec. A czasami tak w okolicach zazwyczaj 80% zaplanowanej trasy dopadają mnie tylko mega pozytywne myśli i wrażenie „nieśmiertelności” wzrasta jeszcze bardziej. Dziwne i nie wytłumaczalne dla mnie to uczucie:) W planach tego tygodniowych, szuranie w piątek wieczorkiem – na pewno nie 10km, trochę krócej bo kilka godzin później wyjazd do Białegostoku. Tam może zwiedzę szuraniowo miasta wieczorem, a jeśli nie to w niedzielę rano to zrobię:) Zacząłem chodzić też na basen – mało, bo tylko raz w tygodniu, ale i tak wygospodarowanie dwóch godzin w czasie popołudniowym tylko dla mnie to wielki sukces… Także w czwartki moczę kuper i staram się wrócić do swoich dawnych możliwości pływaniowych, które nie skromnie mówiąc były nie małe:) W głowie cały czas mój drugi w tym roku bieg – Bieg Mikołajkowy w Warszawie 2 grudnia:) trochę cyferek z ostatniego...

Read More