sieBIEGAŁO…
maj13

sieBIEGAŁO…

Trzy lata temu gdy wyszedłem po raz pierwszy w dorosłym życiu przeszurać kilkaset metrów nie byłem świadomy tego, że to początek czegoś fantastycznego. Bieganie jak bieganie, buty, koszulka, jakieś portki i w drogę. Nie myślałem wtedy, że dzięki temu można kogoś poznać, można w coś się zaangażować czy też, że dzięki temu można sprawić komuś innemu trochę frajdy. Te kilka lat upłynęły jednak na odkrywaniu kolejnych możliwości, kolejnych znajomości, często przyjaźni i większych bądź mniejszych przygód często sprawiających komuś innemu radość. O zapoczątkowanej przez Damiana akcji Biegnę, żeby Bartek mógł biegać pewnie wszyscy już wiedzą, o innych mniejszych pewnie część słyszała, a o tej ostatniej w której miałem ogromną przyjemność brać udział mówią absolutnie wszyscy. Ponad rok temu fantastyczna grupa ludzi, jednogłośnie zdecydowała, że trzeba coś w naszym pięknym mieście zrobić fajnego. I nie może to być jakaś popierdółka tylko duży bieg, może nie maraton, ale połóweczka czemu nie. To był kwiecień, było dużo rozmów, wstępne plany, terminy, bardzo dużo pomysłów. Wtedy jeszcze wydawało nam się to takie proste. Narysujemy mapę, zaniesiemy do odpowiednich urzędów, oni się zgodzą, albo ewentualnie wprowadzą jakieś poprawki, my zrobimy zapisy i siePobiegnie. Proste prawda? Rzeczywistość mocno te plany zweryfikowała, okazuje się, że tak biegów się nie organizuje, że trzeba zaangażować w to niesamowitą ilość osób i przede wszystkim potrzeba czasu. Czas był największym problem, bo w całej sieBiegowej ekipie ludzi mamy fantastycznych, jednak wszyscy pracują, większość ma rodziny, dzieci, czasu dla tych ostatnich szczególnie mocno brakuje, a gdzie tu ukraść z doby jeszcze kilka godzin na potrzeby organizacji półmaratonu. Okazało się jednak, że jak jest wspólna pasja, znakomite relacje i wspólny cel to każdy te kilka minut bądź kilka godzin znajdzie. Tak też sieDziało. Trasa, po pierwsze trasa. Tysiąc pomysłów, start na Rynku? Może na stadionie lekkoatletycznym? Może gdzieś tam jeszcze. A meta? Rynek? Sienkiewicza? Super by było jakby to był stadion Korony, ale przecież się pewnie nie da, bo murawa, bo mecze, bo dużo kosztuje wynajem itd. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych! Fantastyczna reakcja kierownictwa stadionu Korony na nasz pomysł i można. Wszystko można, pod warunkiem dostosowania się do zasad narzuconych przez zarządcę obiektu. Jasne – zrobimy TO! Pierwsze spotkania w Miejskim Zarządzie Dróg, z Policją i z innymi służbami łatwe nie były. Dano nam do zrozumienia, że to mega wyzwanie, ogromne utrudnienia i mnóstwo pracy przed wszystkimi, ale przede wszystkim przed nami. Tego nie byliśmy świadomi, a przynajmniej nie w tym stopniu. Z drugiej jednak strony podobało nam się podejście do tego pomysłu. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nikt, absolutnie nikt nie dawał nam do zrozumienia, że tego nie będzie dało się zrobić. Da się, wszystko się da!...

Read More
[Sylwia] Moc na Orlenie
maj03

[Sylwia] Moc na Orlenie

Decyzja o pobiegnięciu OWM pojawiła się równie niespodziewanie jak moje dwie ciąże. Zadzwonił do mnie człowiek i poprosił, żebyśmy tak jak w zeszłym roku dopingowali maratończyków na trasie wraz ze składami bębniarskimi Sambasim i Bloco Central. W jednej sekundzie przypomniałam sobie swoje myśli sprzed roku. Stoję z bębenkiem i patrzę na start tysięcy biegaczy i… zazdroszczę. Mam syndrom niespokojnych nóg…A paznokcie aż się proszą, żeby odlecieć;). Pamiętam , ze powiedziałam sobie wtedy, że za rok tez będę śmigać w złotej pelerynce na mecie. Szybka rejestracja i oto mam numer startowy – 8514. Wspaniały. Dlaczego? Bo ja przesądna jestem – jak suma cyfr jest parzysta znaczy, że dobrze! Kilka dni później na Orlen zapisuje się także moja wspaniała koleżanka Doris. Dorota ma niestety sumę cyfr nieparzystą…;). Następuje seria niesamowitych wydarzeń. Henryk Szost udostępnia na swoim profilu moją nakręconą na sypialnianym parapecie „Piosenkę o bieganiu”, która opowiada o naszej „trudnej” biegowej przyjaźni między mną i moją przyjaciółką Dorotą ES. W kilka dni oglądalność nie do końca doskonałej piosenki z akompaniamentem na ukulele sięga 16.000. Pochwały i dobre fluidy spływają na mnie od rana do nocy. Udzielam wywiadu;) dla bieganie.pl (siedząc w aucie pod McDonaldem i zapychając dziecko lodami po to tylko,żeby dała matce opowiedzieć kilka niebywałych faktów o SOBIE;)), Dostaję buty od firmy Nike, a Henryk Szost życzy mi powodzenia;). Z resztą napiszę o tym niebawem cały wpis, a tu się skupię na maratonie… W piątek zagraliśmy koncert z moim cudownym zespołem Miss Papima. Trener mówił – NIE PIJ WÓDY!!!! Rozsądek również podpowiadał – nie pij. Ale silna wola zwyciężyła! Piłam browar;). Na drugi dzień ruszyłyśmy z Dorotą Es do Warszawy. Po 10-cio krotnym objechaniu stadionu zaparkowałam. Dołączyła do nas Ula – czarny koń maratonu – biegaczka ogarnięta i zdyscyplinowana. Odebrałyśmy pakiety i stwierdziłyśmy, że najrozsądniej będzie pójść spać. Przenocowała nas koleżanka Kasia. Przygotowała pyszną pizzę (ja naprawdę mam spust – tylko tak niepozornie wyglądam). Niestety zamiast zasnąć to śmiałyśmy się jak wariatki z serii żałosnych sucharów. No i niestety znów piłyśmy browarek. Ale po jednym i trochę zostało;). Rano jak zwykle przed trudnym biegiem medytowałam;). I lewitowałam – ale zdjęcie nie oddaje uroku. Bułki z dżemem, szybki wizaż, kawka, toaleta, kawka, toaleta;). Psychicznie byłam nie do ruszenia:). Ponadto moje”treningi” czyli bieganie dwa razy w tygodniu po kilka kilometrów dawało mi poczucie bezwzględnie precyzyjnego przygotowania do „królewskiego dystansu”. Przebiegłam dwa maratony będąc bardziej leniwą treningowo, więc stwierdziłam że i ten przebiegnę! Bólu się nie bałam, ściany nigdy nie miałam (tak samo jak zgagi). Wybitne samopoczucie, doskonały humor… Przed startem rozczulili mnie panowie sikający dziesiątkami w krzakach i między drzewkami. Wkroczyłam nawet między nich (naprawdę nasi maratończycy nie muszą mieć kompleksów przed...

Read More